Wróciłem ze szkoły późnym popołudniem. Mam ostatnio bardzo dużo rzeczy na głowie, więc czuję się trochę odizolowany od otaczającego mnie świata. To przejściowy stan. Człowiek, który daje się wepchnąć w wir życia powszedniego, czasami pozwala porwać się na jakiś czas. W domu czekał na mnie pyszny obiad. Byłem z siebie zadowolony, ponieważ napisałem wszystkie sprawdziany, przeczytałem wszystkie raporty, odbyłem wszystkie rozmowy, załatwiłem wszystkie sprawy w urzędach, napisałem wszystkie teksty i zadbałem o wszystkie szczegóły. W końcu miałem trochę czasu dla siebie. Doszedłem więc do wniosku, że muszę celebrować tę wspaniałą chwilę i postanowiłem obejrzeć coś ciekawego na YouTube, popijając przy tym colę z cytryną, w szklance pełnej lodu.
Po chwili namysłu zdecydowałem się na odważny krok i włączyłem coś kontrowersyjnego, wzbudzającego poważną dyskusję. Zobaczyłem starszego, siwego mężczyznę, który nazywa się Janusz Waluś, rozmawiającego z jednym z najbardziej renomowanych polskich dziennikarzy, Krzysztofem Stanowskim. Nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że „bohaterem” wywiadu był terrorysta, który ponad 30 lat temu zabił komunistycznego polityka i działacza na rzecz zniesienia apartheidu (segregacji rasowej w RPA) Chrisa Haniego. Waluś opowiadał o neonazistowskiej organizacji terrorystycznej Afrykanerski Ruch Oporu, której przez wiele lat był członkiem, oraz o swoich politycznych, rasistowskich poglądach. Niedawno wyszedł z więzienia, w którym odsiadywał 30-letni wyrok za zbrodnię, której dokonał.
Czy można pozwalać mu na zabranie głosu? Tutaj zaczynają się moje rozważania na temat granic wolności słowa. Czy takie granice w ogóle istnieją? Pewien autorytet minionej epoki powiedział kiedyś, że „Demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Problem pojawia się przy definiowaniu tych enigmatycznych „wartości”. Czy demokracja polega na swobodzie głoszenia i motywowania własnych poglądów, bez względu na żadne okoliczności? Są na świecie takie pytania, na które nie ma odpowiedzi. Oto jedno z nich.
My, Europejczycy, kładziemy duży nacisk na wszelkiego rodzaju wolności osobiste. Kochamy poczucie własnej sprawczości i uważamy się za kowali własnego losu. To przekonanie doprowadziło do problematycznej sytuacji, jaką bez wątpienia jest spór na temat wolności słowa jako prawa każdego człowieka. W tym miejscu pozwolę sobie przytoczyć artykuł 54 Konstytucji RP. Mówi on jasno i wyraźnie, że „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”, oraz „Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu i koncesjonowanie prasy są zakazane”. Z drugiej strony główny twórca europejskiej cywilizacji, Arystoteles, twierdził, że istnieje prawo wynikające z natury rzeczy, które jest uniwersalne i niezmienne. Współczesne normy prawne, takie jak zasady zawarte w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku, odwołują się do praw naturalnych jako fundamentu praw człowieka. Czy można więc rozsiewać dezinformację, nienawiść i szkodliwą propagandę, które są sprzeczne z podstawowymi założeniami humanizmu? Doprowadza to do paradoksalnej sytuacji, w której ciężko opowiedzieć się po właściwej stronie.
Reakcja użytkowników mediów społecznościowych na wywiad Krzysztofa Stanowskiego wzbudziła we mnie ogromny niepokój. Komentarze pochwalające zbrodnię na tle politycznej niezgody, stanowiły najlżejszy rodzaj gloryfikowania haniebnego czynu polskiego terrorysty. W przestrzeni internetowej takie wpisy traktowane są w coraz łagodniejszy sposób, w związku z poszerzaniem wolności słowa w Internecie. Wszystko zaczęło się od Elona Muska, który wykupił Twittera za sumę 44 miliardów dolarów w 2022 roku. Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich z zeszłego roku tylko spotęgowała trend walki o wypowiedzi bez cenzury na największych platformach społecznościowych. Badanie opublikowane przez Uniwersytet w Oxfordzie w 2021 roku wykazało, że platformy społecznościowe, które stosują mniej rygorystyczne zasady moderacji treści, częściej stają się miejscem radykalizacji użytkowników. Wyniki pokazują, że algorytmy, które promują zaangażowanie, często wzmacniają skrajne poglądy, co prowadzi do podziałów społecznych.
Przypomnę tylko, że po słynnym „Marszu na Kapitol”, kiedy to zarzucono prezydentowi USA nawoływanie w Internecie do przemocy i niedemokratycznych rozwiązań – został on zbanowany na największych internetowych serwisach. Dzisiaj Trump triumfalnie wraca do Białego Domu niczym rycerz na białym koniu i zapowiada walkę z cenzurą w Internecie. Według raportu Banku Światowego (2020), dezinformacja i fake newsy mogą kosztować gospodarki globalne nawet 78 miliardów dolarów rocznie, głównie z powodu spadku zaufania społecznego i destabilizacji politycznej. Jest więc z czym walczyć! Osią sporu stały się więc instrumenty, których powinniśmy używać.
Na „efekt Trumpa” nie czekaliśmy długo. Swoisty „hołd lenny” postanowił złożyć mu Mark Zuckerberg. Właściciel największego koncernu medialnego, który w swoim posiadaniu ma m.in. Instagrama oraz Facebooka, ogłosił „poszerzenie wolności słowa” na wcześniej wymienionych portalach. Od tej pory dopuszczalne i mieszczące się w „regułach społecznościowych” zasady zostały bardzo ostro zliberalizowane. Dla pełnego obrazu pozwolę sobie przytoczyć przykłady wpisów, które według nowych wytycznych firmy Meta mieszczą się w ramach wolności słowa. Oto one: „Imigranci to brudne gówno”, „Imigranci są niczym wymioty”, „Wszyscy imigranci to przestępcy”, „Jestem dumnym rasistą” lub „Nie przepadam za białymi ludźmi”.Są to lżejsze z całej gamy upraszczających i prostackich epitetów, które od niedawna swobodnie można wygłaszać na Facebooku i Instagramie. Odtąd hejt wobec osób innego pochodzenia, wyznania, orientacji seksualnej czy koloru skóry stał się jak najbardziej w porządku. Dokąd zmierzamy, drogi czytelniku? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam. Pozwól, że własne poglądy zostawię w kieszeni… Jestem człowiekiem wolności za wszelką cenę.
Systemowym rozwiązaniem byłaby odpowiednia edukacja, która zniwelowałaby skróty myślowe czy arogancki styl w jakim prowadzona jest obecnie debata publiczna.
Jako dziennikarz nie zgadzam się na cenzurę i ograniczenia w ekspresji własnych poglądów. Chciałbym jednak jasno i wyraźnie podkreślić, że wolność jednego człowieka zawsze kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Tak więc ignorancja po raz kolejny rozpoczyna swoje panowanie i święci największe triumfy w dziejach. W swoich wywiadach z politykami zawsze wysłuchuję każdego z wielkim szacunkiem. Uważam, że taka jest moja misja. Moim powołaniem jest nazywanie rzeczy po imieniu, bez względu na to, jak się prezentują. Czasami bywa to prawda gorzka, niewygodna i tragiczna.
Mam nadzieję, że jako gatunek ludzki nauczymy się kiedyś korzystać z wolności w sposób odpowiedzialny i zgodny z „instrukcją obsługi”. Ludzie mówią, że nadzieja jest matką głupich. Chciałbym powiedzieć, że uważam zupełnie inaczej… Nadzieja stała się dzisiaj matką bezradnych.
Czy wszystkie tragedie spowodowane propagandową maszyną, nie są w stanie wzbudzić w nas żadnych refleksji? W Polsce jest bardzo głośno o Jerzym Owsiaku, który dostaje telefony z groźbami śmierci. Zatrzymany w tej sprawie mężczyzna twierdzi, że na jego zachowanie istotny wpływ wywarło medium, które samo siebie mianuje „Domem wolnego słowa”…
To bardzo ważne, byśmy mogli mówić na głos to, co tak naprawdę leży nam na sercu. Ten demokratyczny fundament pomaga w dziennikarskiej pracy, w tropieniu patologicznych zachowań społecznych, rozliczaniu polityków czy wymianie poglądów. To według mnie podstawowe cele i wartości, które powinny przyświecać wolności słowa. Warto przemyśleć to w kontekście nadchodzącej kampanii wyborczej. Będę powtarzał to jak mantrę: dostrzegajmy, wyciągajmy wnioski, spójrzmy prawdzie w oczy i budujmy prawdziwą wolność.
Bibliografia
• „Echo chambers, filter bubbles, and polarisation: a literature review” – Raport opublikowany przez Reuters Institute for the Study of Journalism na Uniwersytecie Oksfordzkim, analizujący wpływ mediów społecznościowych na polaryzację i radykalizację użytkowników.
• „The impact of disinformation on democratic processes and human rights in the world” – Raport Parlamentu Europejskiego z 2021 roku omawiający ekonomiczne i społeczne skutki dezinformacji na procesy demokratyczne oraz prawa człowieka.





