REMONT TWOJEJ POLSKI – felieton/cykl artykułów
W dzisiejszym świecie, wypełnionym po brzegi treścią, bardzo trudno jest odnaleźć coś tylko i wyłącznie dla siebie. Fakt faktem, możemy korzystać z dorobku rozmaitych gazet, sięgać po czasopisma i przebierać w ich zawartości szukając czegokolwiek sensownego, co zaspokoi naszą potrzebę doinformowania. Żyjemy w nieustającym strachu przegapienia tego, co aktualne. Jednego dnia czytamy o nadchodzących strajkach, drugiego o kolejnym kryzysie na bliskim wschodzie a trzeciego, cóż, nikt nie pamięta co tak naprawdę się wtedy wydarzyło, bo całą naszą uwagę wyczerpał prezydent Nawrocki i jego snus na Forum Zgromadzenia Narodów Zjednoczonych.
Ten informacyjny chaos potrafi bardzo skutecznie odwracać nasze spojrzenie od spraw codziennych, prawdziwie istotnych. Zapewne niewielu z was o tym słyszało, ale w tym miesiącu związek zawodowy pracowników Jastrzębskiej Spółki Węglowej ruszył ze zorganizowaną akcją strajkową na Śląsku. Pracownicy, w wyniku restrukturyzacji zaplanowanej przez władze, mogą stracić nawet 15 % swojego dotychczasowego wynagrodzenia. Minister Kropiwnicki, z charakterystycznym dla niego wyczuciem, ogłosił na antenie Radia RMF ,,duże zmiany organizacyjne”, nie wspominając słowem o prawie 6 milionach złotych premii wypłaconych tylko w tym roku całemu jej zarządowi.
Zresztą, to dla niego, jak i dla całego zarządu JSW, bardzo wygodna narracja. Krajowe media od miesięcy trąbią o niewydolnej organizacji całej spółki, potrzebie restrukturyzacji, wielkich planach mających na celu ocalić serce polskiego przemysłu węgla koksowego. Należy zatem zadać sobie bardzo istotne pytanie – dlaczego konsekwencje za nieudolne decyzje poprzednich zarządów mają ponosić pracownicy? Dlaczego to wszystko odbywa się w tak nieudolnym trybie? Gdzie dialog ze związkowcami, zwykłe poszanowanie ich godności i ciężkiej pracy?
Przy tak przerażającym tempie rozwoju wydarzeń bardzo łatwo jest wypaść z tego wyścigu o serce i duszę odbiorcy, który tak nieustępliwie napędza nasze kochane, prywatne media. Zamiast świadomym czytelnikiem stajemy się łaknącym informacji pustym dzbankiem, do którego bez przerwy ktoś wrzuca swoją karteczkę pełną wątpliwej, kontrowersyjnej treści. Przekonani przez prosty nagłówek ignorujemy faktyczną treść, pędzimy do postawienia ostatecznej diagnozy, przywiązania się do prostego rozwiązania, narzuconego nam przez algorytm. Mimo tego wszystkiego, wciąż biegniemy, bo choć tak wielu z nas już dawno odpadło – rozchodzi się tu o coś więcej, niż tylko puste dzbanki i prezydenckie snusy.
Dwa tygodnie temu, w ścisłym centrum kampusu Uniwersytetu Śląskiego, miało miejsce spotkanie prowadzone przez lokalnych działaczy Inicjatywy Pracowniczej. Organizatorzy wydarzenia rozstawili pod wejściem do głównego rektoratu stanowisko do wydawania jedzenia. Każdy student i studentka mogli skorzystać z darmowych wydawanych posiłków i zapoznać się z przedstawionymi przez członków i członkinie Inicjatywy Pracowniczej postulatami. Mowa była o stołówkach, a w zasadzie – ich braku.
Na Uniwersytecie Śląskim od lat nie funkcjonuje ani jedna publiczna stołówka. To nie jest tylko zwykły, lokalny trend. Uczelnie wyższe w całej Polsce padły ofiarą masowego zjawiska outsourcingu. Tanie, studenckie stołówki znikają na rzecz prywatnych cateringów, kawiarni, kiosków i rozmaitych sklepików sprzedających kanapki z masłem po zawyżonych, rynkowych cenach. Analogiczna sytuacja ma przecież miejsce w stolicy, gdzie studenci od lat próbują dobić się do drzwi rektoratu z prośbą o utworzenie publicznej stołówki na terenie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest to jedna z wielu, wciąż zresztą niespełnionych, obietnic obecnego rektora UW, Alojzego Nowaka, któremu jak widać wygodniej jest zamknąć drzwi swojego biura na trzy zamki niż wyjść i wsłuchać się w potrzeby swojej własnej uczelni.
Studenci nie mogą przeżywać całego dnia na drogich przekąskach i paru energetykach. To właśnie takie miejsca jak wydziałowa stołówka, kluby studenckiej integracji czy uniwersyteckie centra kultury stanowiły kiedyś bijące serce społeczności akademickiej, oferujące komfort i bezpieczeństwo w chwilach kryzysu. Bez nich stajemy się zatomizowani, pozbawieni tożsamości i poczucia wzajemnej solidarności. Wielu studentów przytłoczonych obowiązkami, pracą i brakiem wsparcia porzuca misję dalszej edukacji. Prawie 40 % z nas rezygnuje ze swojego kierunku dopiero po pierwszym roku. Jednym z najczęściej powtarzających się powodów są właśnie koszty utrzymania i niemożliwość pogodzenia studiów z pracą.
Musimy podejść do problemu rozsądnie, rozmyślania o powrocie do czasów gdy koszt obiadu w studenckiej stołówce nie przekraczał 4 złotych to, z uwagi na obecną rzeczywistość polityczną, niestety mrzonki. Marzy mi się jednak Uniwersytet taki, na którym jego społeczność odczuwa materialny spokój. Uniwersytet, który nie przerzuca kosztów wyżywienia własnych studentów i studentek na prywatnych kontraktorów. Uniwersytet, który wsłuchuje się w głos własnych pracowników i pracowniczek. Uniwersytet, który traktuje nas wszystkich po ludzku, tak jak od zawsze powinien.
Nie usłyszycie o tym jednak w mediach głównego nurtu. Informacja i jej skuteczne ograniczenie to najstraszniejsze narzędzie dzisiejszych czasów, prześcignięta chyba jedynie przez te najbardziej destrukcyjne, masowo-rażące bronię ostateczności.
Jej odpowiednia kontrola, dawkowanie oraz dobór potrafią burzyć mury, budować mosty oraz zapełnić nasze dzbanki odpowiednio taką mieszanką, żebyśmy dobrze wiedzieli, w którą stronę zamierza wiać wiatr i gdzie należy biec by nie zgubić, tłumu. Najbardziej kluczowy wymiar obecnego rozwoju społeczeństwa to właśnie ten informacyjny. To Twoja państwowa firma, zapomniana przez rządzących, której zarządzający z politycznego wyboru pobierają coraz to większe premie.. To Twój studencka stołówka, której brak dofinansowania zabrał właśnie możliwość dalszej działalności. To Twoja historia, Twoich spraw, które przy odpowiednim zaangażowaniu konkretnych osób mogą trafić do najbardziej złoconego, zadbanego dzbanka – choć równie łatwo mogą z niego ulecieć, podróżując na zupełny margines historii.
Moim zadaniem, jako przyszłego prawnika z zawodu oraz dziennikarza z pasji, jest przede wszystkim wieczna pogoń za prawdą. Mówi się, że ma ona wyzwalać, ale sama w sobie – cicha, skromna i prosta – prawda nie zrobi za nas niczego. Naszą misją, jako ludzi ją znających niezależnie od zawodu, powinna być zatem nieustanna walka o jej wybrzmienie i przebicie. Ta krótka maksyma i powyższe wprowadzenie będzie głównym motywem mojego nowego, eksperymentalnego cyklu felietonów.
Rozchodzi się zatem o to, by walczyć o przekaz taki, który w swojej prostocie i zrozumieniu będzie jak najskuteczniej informował o tym, co stanowi Waszą codzienność. Sprawy studenckie, pracownicze, życiowe – przedstawię Wam je wszystkie przy zachowaniu odpowiedniej konwencji i oczywiście – sporadycznego humoru, którego nigdy nie jest za wiele.
Niech moje teksty będą tubą, przez którą wybrzmiewa treść waszych, przyziemnych spraw.





