Ostatnie dni na rozległym oceanie publicystyki ,,Skrzyżowania” można określić jako co najmniej burzliwe. W ciągu kilku listopadowych, wypełnionych miłością do ojczyzny dni na łamach naszego portalu pojawiły się dwa powiązane teksty. Pierwszy z nich, spod pióra Mateusza Grabowskiego, zatytułowany ,,Żel-betonowy patriotyzm” stara się na nowo zdefiniować i przywrócić wartość postawie patriotycznej. Drugi z nich, o jakże bezpośredniej nazwie ,,W obronie słowa ,,patriotyzm”” próbuje krytykować występujące tam tezy zarazem unosząc patriotyzm do rangi eliciarskiej, nietykalnej idei, której nie sposób przenosić na codzienne, trywialne sytuacje.
Moi redakcyjni koledzy poruszyli zagadnienie od lat zamęczające polską debatę publiczną. Licytacja o tytułowy ,,bardziejszy patriotyzm” to charakterystyczny element naszej historii a jego liczne występowanie możemy pociągnąć od sarmackich bójek na deskach pierwszych sejmów walnych, po dwudziestolecie międzywojenne na Tusku (niemieckim agencie) i Kaczyńskim (pachołku Rosji) kończąc. Niekończące się tornado wzajemnych oskarżeń o agenturę, działanie na korzyść wrogich interesów, machanie Polską flagą wznosząc okrzyki o masowych deportacjach i Polsce dla Polaków – to wszystko już dobrze znacie, wszyscy widzieliście i zapewne tak jak ja – jesteście tym cholernie zmęczeni.
Niedziwne zatem że współcześni publicyści, dziennikarze, pisarze i politycy próbują odnaleźć w tym naszym patriotyzmie jakiś promyczek nadziei. O tym – zasadniczo – jest właśnie tekst kol. Grabowskiego. Pisząc o obowiązku wobec wspólnoty autor stara się doszukać jego podstaw sumując dobre, uniwersalnie porządne i chwalone postawy. Dbanie o otaczającą nas przestrzeń, okazjonalne wyrazy szacunku i pamięci o zmarłych, skromność i stałość w przekonaniach. Wobec tego możemy spokojnie założyć że każdy, choć trochę przyzwoity, człowiek może z tej definicji określić się przynajmniej częściowym patriotą, prawda? Niewiele znam osób celowo (i z intencją) zaśmiecających okoliczne lasy, niszczących groby swoich przodków poległych w czasie wojny czy nałogowo nie ustępujących miejsca w tramwaju starszym kobietom. To nie tyle wyraz braku patriotyzmu, co zwyczajny, codzienny brak podstawowej ludzkiej przyzwoitości, empatii i współczucia. Jedno nie wychodzi z drugiego, a drugie nie oznacza pierwszego.
W dalszych rozważaniach kol. Grabowski podkreśla że patriotyzm wcale nie musi przyjmować formy odpalenia racy, machania flagą i głośnego odśpiewania hymnu – obrazki wszystkim nam z ostatnich dni dobrze znane. Jest to zasadna uwaga, choć jak widać na załączonym w omawianym przeze mnie artykule obrazku – wielu mężnych, pełnych patriotyzmu Polaków i Polek wyraziłoby głośny sprzeciw. Nie możemy im chyba odmówić miłości do własnej ojczyzny, prawda? Jest ona widoczna aż nadto, we wszystkich wybrzmiewających okrzykach, podnoszonych hasłach i dumnie prezentowanych transparentach. Jeśli uznajemy patriotyzm za taką miłość właśnie, za oddaną i bezinteresowną służbę narodowi, w mniej lub bardziej codzienny sposób nasi zamaskowani w czerń i zieleń przyjaciele realizują jego ponadprzeciętną normę.
Jak widzicie powyżej polemika z jakimkolwiek zdefiniowaniem patriotyzmu ,,na nowo” jest w istocie tak samo mizerna i pozbawiona sensu, jak pierwotna próba. I choć ta, podjęta przez kol. Grabowskiego, jest szczytna i nie brakuje jej dobrych intencji, tak brakuje jej zrozumienia jednej fundamentalnej rzeczy. Patriotyzm jest w istocie pojęciem wydmuszką. Plastikową etykietą, którą nakleić można na praktycznie każde zachowanie.
Posprzątałeś dzisiaj swój pokój? To fantastycznie, właśnie zrealizowałeś patriotyczną cnotę schludnego życia, założe się że twoje podłoga lśni właśnie jak złote posadzki Watykanu za św. Jana Pawła II. Znowu wyrabiasz w pracy nieodpłatne nadgodziny do późna? Bardzo dobrze, masz polskiego szefa, na pewno jego uszyty we Włoszech portfel doceni twoje starania. Pobiłeś dzisiaj jakiegoś Ukraińca na ulicy? Hm, z jednej strony złamałeś właśnie polskie prawo, będziesz sądzony i prawdopodobnie skazany przed polskim sądem. To nie za bardzo patriotyczne mój brunatny przyjacielu. Ale bądź spokojny – zrobiłeś to w obronie matki ojczyzny! Przecież to Ukraińcy obniżają ci pensje, zabierają pracę, no i co najważniejsze – mają czelność mówić ojczystym językiem w miejscach publicznych! Tutaj, na Naszej Polskiej Ziemi! Duch Romana Dmowskiego na pewno wynagrodzi ci ten czyn.
Podobne scenariusze można wymyślać i ciągnąć w nieskończoność. Widzicie już zatem jak wielce niebezpiecznym narzędziem jest patriotyzm. Fakt faktem – może on stanowić motywację do dobrych uczynków, szlachetnych postaw i wielkich poświęceń. Nie zamierzam w tym tekście z tym polemizować. Co jednak ważniejsze, i najczęściej widoczne – patriotyzm od zarania dziejów był cynicznie wykorzystywanym narzędziem społecznej manipulacji. Trochę jak ten wspomniany przez kol. Grabowskiego żel do włosów, zamydlający nam oczy.
Najlepszymi i najbardziej współczesnym tego przykładem będzie wywołany przeze mnie już wcześniej Marsz Niepodległości. Regularna impreza, organizowana przez środowiska nacjonalistyczne, co rok jednoczy pod biało-czerwoną tysiące maszerujących. Rodziny z dziećmi, pełna miłości do ojczyzny młodzież radośnie przyczepiająca sobie kotylie do płaszczy a zaraz za nimi – radośnie śpiewający ONR-owcy, obłąkani orędownicy ,,Białej Europy”, a na czele wszystkiego nasz Prezydent – Pan Snus. Te pełne kontrastów i bezpardonowej nienawiści wydarzenie jest w zasadzie festiwalem politycznej licytacji. Kto zrobił bardziej bombastyczne przemówienie? Kto machnął wyżej flagą, odpalił najwięcej rac a kto najbardziej wszystkim naubliżał? Mentzen chce deportować Tuska do Berlina, Bosak opowiada żarty o homoseksualistach a Nawrocki szczerzy się szeroko do kamer – wszystko to bawi, tylko ludzi szkoda.
Szkoda, bo jak sami widzicie, te zachowania nie mają nic wspólnego z codziennym, spokojnym patriotyzmem którego orędownikiem jest kol. Grabowski. To karykaturalny polityczny teatr, zaplanowany od początku do końca, stworzony po to by odwrócić naszą uwagę od realnych problemów. Co jednak najbardziej problematyczne – obydwie postawy (dla większości ich praktykujących) wynikają z tego samego źródła – miłości do ojczyzny, mniej lub bardziej nadgorliwej. Jakiekolwiek próby postawienia granicy pomiędzy patriotyzmem a ordynarnym nacjonalizmem kończą się zawsze tak samo – wpadamy w niekończącą się jałową dyskusję bez szans na dojście do sensownej, realnej puenty.
Może w takim razie – powiecie – warto te próby wreszcie odpuścić? Po cholerę, spytacie, mamy się tym zajmować?
Dlaczego pierwszorzędnym wyznacznikiem naszej wspólnoty ma być to pod jaką flagą się urodziliśmy i jakim językiem mówimy? Jaką realną więź tworzymy z Michałem Sołowowem, Rafałem Brzozką, Sebastianem Kulczykiem czy innym miliarderem? Dlaczego patriotyzmem określamy jednocześnie odśnieżenie klatki schodowej a tylko kilka przecznic dalej – ktoś w imię tej samej miłości do ojczyzny bije w wojenne tarabany?
I tutaj, drodzy czytelnicy, dochodzimy wreszcie do sedna problemu. Odkrywamy coś, co umknęło zarówno kol. Grabowskiemu jaki i jego adwersarzowi kol. Paszkiewiczowi.
Tak jak pisałem i udowodniłem wcześniej – patriotyzm jest polityczną wydmuszką, obejmującą cokolwiek co tylko stanie się dla nas najkorzystniejsze. Nie stanowi żadnej realnej podwaliny wspólnoty a jego głównym modus operandi jest podział większości społeczeństwa. Nie powinniśmy zatem szukać w nim czegokolwiek więcej. Nie ma sensu walczyć o władzę nad pojęciem tak powierzchownym i pustym, patriotyczna semantyka zmarnowała bowiem wystarczająco naszego czasu.
Prawdziwym fundamentem wspólnoty ludzkiej jest to, jak żyjemy. Nasze obawy, radości, rutyny i problemy. To wzajemna solidarność, bezinteresowne wsparcie i mobilizacja do walki o lepsze, spokojniejsze jutro. W naszej codzienności podziały narodowe odchodzą na bok. Kogo obchodzi, czy urodziłeś się kilka kilometrów po tej czy drugiej stronie granicy?
To co nas prawdziwie kształtuje to warunki materialne. Proste kwestie, takie jak to czy twoi rodzice mieli czas na wychowywanie ciebie w dzieciństwie, czy też musieli ciężko pracować by utrzymać dom? Czy jadłeś pełnowartościowe 3 posiłki dziennie czy z burczącym brzuchem ustawiałeś się w kolejce po obiad w niedofinansowanej szkolnej stołówce? Czy do matury przygotowywałeś się z pomocą hordy korepetycji, czy też samemu, wycieńczony po długiej zmianie w robocie?
Te wszystkie czynniki są realne, niepodważalne, obiektywne. Można je analizować pod każdym kątem, ująć w tabelce i przywołać jako empiryczne, naukowe dowody budowy społecznej wspólnoty. To właśnie one łączą ludzi we wspólnych doświadczeniach, to one w największej mierze mają wpływ na to jakimi ludźmi się stajemy. To właśnie w ich powinniśmy szukać wspólnego mianownika, i wbrew temu co mówi kol. Grabowski – w przeciwieństwie do patriotyzmu nie są to pojęcia pozbawione wartości.
No dobrze, powiecie, wiemy już dlaczego ordynarne przywiązanie patriotyzmu do najmniejszych gestów jest w istocie bezcelowe, a dyskusja nad jego pojęciem – zupełnie jałowa. Co zatem powiemy na tą wielką, eliciarską ideą kol. Paszkiewicza, wspomnianą na początku?
Tekst-replika mojego kolegi redakcyjnego stawia na początek kilka, nawet sensownych, punktów. Według autora patriotyzm nie może być przywiązaniem do państwa. Co racja, to racja – nie musimy chyba przypominać czym kończy się nadmierna lojalność w stosunku do aparatu państwowej opresji. Wielka niemoralność i zbrodnie 20 wieku wystarczająco nas w tej materii wyedukowały.
Niestety jednak, na tym dobre tezy kol. Paszkiewicza się kończą. W następnych częściach rozważań określa on patriotyzmem ,,zaangażowanie i po prostu czucie tej wspólnoty”, nie stara się on jednak wytłumaczyć na czym ta wspólnota bazuje. Czytamy piękne hasła o tym że ,,patriotyzm wymaga męstwa” a ,,naród (i wspólnota lokalna) są zawsze górą”. No dobrze, co jednak w sytuacji gdy w narodzie dochodzi do drastycznie konfliktu interesów?
Przecież nikt z nas nie patrzy na świat przez biało-czerwone okulary. Widzimy bardzo jasno swoje interesy i rozróżniamy je od tych w kontrze do naszych. Wspomniałem wyżej kilku prominentnych polskich miliarderów, zapytam więc raz jeszcze – jaka wspólnota narodowa nas łączy? Jaką korzyść mam ja, jaką radość mam odczuwać, kiedy któryś z nich wypływa na Bałtyk kolejnym jachtem, oszukuje państwo na kolejne miliardy? Odpowiecie mi na to – oszukał państwo Polskie, nie może być Patriotą! Ale przecież ustaliliśmy już wcześniej że patriotyzmem nie jest lojalność wobec państwa!
Widzicie, do jakich absurdów sprowadza nas ta dyskusja?
Zamiast doszukiwać się zatem źródła naszej ludzkiej wspólnoty w jałowych, bezwartościowych pojęciach – powinniśmy obserwować nasze otoczenie i wyciągać z niego namacalne wnioski. Patriotyzm nie jest ani wzniosłą ideą ani sumą małych gestów. Jest narzędziem, stosowanym od wieków do dzielenia mas społecznych na tych mniej lub bardziej oddanych patrii. Dyskusja nad nim, przywiązywanie do niego jakiejkolwiek większej wartości nie przyniesie nam niczego produktywnego.
Odejdźmy zatem od tego pustego gdybania o wspólnotach narodowych. Rzecz jasna – nie jestem obywatelem świata, kocham pierogi, schabowe i stare piosenki wojenne. Nie przywiązuje do nich jednak wartości pierwszorzędnej. Wierzę w państwo demokratyczne, praworządne, sprawiedliwe. Wierzę w społeczeństwo egalitarnych szans, stabilne, dające szansę każdemu na zrealizowanie pełni swojego potencjału.
Odrzucam jednak w całości hasła o narodowym państwie, wspólnocie, interesie. Są to pojęcia w istocie niemożliwe do obiektywnego zdefiniowania. Zamiast drążyć te hasła i nieefektywnie doszukiwać się w nich ,,czegoś więcej” – proponuje, drodzy czytelnicy, abyście szukali wspólnoty jak najdalej od nich. Możliwe, że na tej drodzę znajdziecie coś realnie wartego waszej uwagi.





