Aleksander Targiel
Piłka reprezentacyjna stojąca obok piłki klubowej to dwie płaszczyzny, na
których rozgrywa szeroko rozumiany futbol. Na obu tych płaszczyznach
występują skazy i zjawiska, które zniechęcają poszczególnych kibiców.
Najgorzej jest, gdy problem dotyczy najważniejszych kwestii danej
dziedziny piłki. Dla piłki reprezentacyjnej problemem tym jest kwestia
farbowanych lisów, czyli piłkarzy nie do końca utożsamiająca się ze
swoimi reprezentacjami. Temat ten jest nie dość, że bardzo szeroki, to i
wrażliwy. Często bowiem dotyczy kwestii imigrantów, naturalizacji
społecznej i kwestii rasowych. W moim tekście pokażę dlaczego
farbowane lisy są groźnym zjawiskiem i co jest a czego nie należy
przypisywać do tego zjawiska.
Dla mniejszych państw takich jak Irlandia, kwestia reprezentacji i
przynależności danego piłkarza do swoich barw narodowych jest
kluczowa. Dlatego też piłkarze, którzy reprezentują inny kraj niż ten, z
którego pochodzą są często znienawidzeni przez ich społeczność. Jeszcze
gorzej robi się tylko wtedy, kiedy piłkarz wybiera reprezentację kraju, za
którym jego rodacy nie przepadają.
Jack Grealish i Declan Rice są świetnymi przykładami zjawiska
farbowanych lisów. Obaj, mimo że urodzeni w Anglii (Grealish w
Birmingham, Rice w Londynie), lecz o silnych korzeniach irlandzkich,
zdecydowali się reprezentować Irlandię, kiedy byli jeszcze piłkarzami
młodzieżowymi. Irlandia wiązała z nimi ogromne nadzieje, tym bardziej
że na tle słabiutkiej reprezentacji wyróżniali się umiejętnościami i grą w
silnych angielskich klubach.
Na czym więc polega problem w przypadku Grealisha i Rice’a? Mimo, że
urodzeni w Anglii to jako młodziki wybrali oni grę dla Irlandii. Wybór
ten był motywowany ich tożsamością i patriotyzmem, a nie pieniędzmi
czy sławą. Irlandia zakochała się w tych młodych piłkarzach i wiązała z
nimi nadzieje, że to oni pomogą Zielonej Armii stać się silną
reprezentacją na scenie europejskiej.
Jednakże dla Irlandczyków spełnił się jednak najgorszy scenariusz. Do
Jacka Grealisha i Declana Rice’a zgłosiła się angielska federacja piłkarska
FA, która skusiła młodych piłkarzy grą na najwyższym poziomie,
światową rozpoznawalnością i szansą na zdobycie najważniejszych
trofeów, m.in. Mistrzostwa Świata, o których marzy każdy piłkarz. Cios
ten był tak bolesny dla Irlandczyków, ponieważ to właśnie Anglia się po
nich zgłosiła. Irlandzkiej niechęci do Anglików nie da się zaprzeczyć.
Wieloletnia walka o swoją niepodległość, lata upokorzeń czy Wielki Głód
to jedne z nielicznych powodów dla których historyczna nieufność i
resentyment wobec Anglii są wciąż żywe w irlandzkim społeczeństwie.
Declan i Jack zdecydowali się ostatecznie grać dla Synów Albionu,
których przodkowie nienawidzili. Zdrada ta była nie do wybaczenia.
Mimo że płynęła w nich zielona krew, dla ich rodaków krew ta była
splamiona angielską i zdradziecką pleśnią. Po tylu latach angielskiej
dominacji i upokorzeń zdrada piłkarzy była jak uderzenie mokrą szmatą
w irlandzką twarz.
Ostatecznym upokorzeniem Zielonej Armii był mecz z Anglią w ramach
Ligi Narodów we wrześniu 2024 roku. Mecz rozgrywany w Dublinie
okazał się dla gospodarzy nożem w zielone serce. Bramki dla Anglii
zdobyli bowiem tylko Jack Grealish i Declan Rice. Ten pierwszy nie miał
nawet problemu z cieszeniem się po golu, co jeszcze bardziej dobiło
kibiców.
Przykład zdrady piłkarskiej Grealisha i Rice’a jest jednym z kilku
aspektów szkody, jaką wyrządzają farbowane lisy piłce reprezentacyjnej.
Niszczą zaufanie do piłkarzy, zabijają nadzieje z nimi związane.
Ważnym aspektem wszelkich reprezentacji jest nie tylko patriotyzm czy
identyfikacja i związana z nimi zdrada, ale też kwestia komunikacyjna,
która wywodzi się z tej narodowościowej. Zdarza się bowiem, że piłkarz,
który w ogóle nie utożsamia się z jakimś państwem, jest powoływany
przez naturalizację i szybkie wyrobienie paszportu. Dzieje się tak głównie
z dwóch powodów. Albo piłkarz jest za słaby na swoją rodzimą
reprezentację i szuka sobie słabszej, aby mógł pokazać się na scenie
międzynarodowej, albo wręcz odwrotnie – jest „zbyt dobry” jak na swój
kraj i zanim zadebiutuje w barwach swojego narodu to zgłaszają się po
niego reprezentacje, które są w stanie takich piłkarzy ściągnąć do siebie i
wyrobić im paszport aby mogli reprezentować inny kraj.
Przykładem tego pierwszego jest dobrze nam znany Matty Cash, który ze
względu na swoją matkę Barbarę mógł zagrać dla Biało-Czerwonych.
Problemem jest jednak fakt, że Matty nie potrafi i nie chce nauczyć się
języka polskiego, nie utożsamia się z tym krajem i zależy mu tylko na
dobrej grze, która wyróżni go na tle innych piłkarzy. To drugie zjawisko
można przedstawić na przykładzie Mesuta Özila czy Ilkaya Gündoğana,
którzy bez wątpienia utożsamiają się z Turcją, ale mimo tego dołączyli do
reprezentacji Niemiec. Największy problem miał Özil, który mimo że był
świetnym piłkarzem, w szatni Die Mannschaft był odrzucany przez
kolegów ze względu na swoją tureckość. Mesut dużo wcześniej od
Gündoğana, bo w 2018 roku, po blamażu na mundialu w Rosji przestał
grać dla Niemiec i skupił się głównie na karierze klubowej. Obie te
sytuacje rozstrajały relację w szatni i uniemożliwiły im powrót do
reprezentacji ich rodzimej Turcji, co w przypadku Mesuta Özila było
znacznym problemem.
Być może Matty Cash w końcu nauczy się polskiego, ale nie zmienia to
faktu, że jest farbowanym lisem, którego obecność w polskiej kadrze jak i
jemu podobnych zmusza do przemyślenia całej idei piłki
reprezentacyjnej. Czy powołanie Casha nie ma charakteru transferu
klubowego? Piłkarz ten nie gra dla Biało-Czerwonych dlatego, że jest
Polakiem, który podbija ligi europejskie, tylko dlatego, że nie widział
szans w dostaniu się do reprezentacji Anglii. Podobnie też było z
piłkarzami takimi jak Ludovic Obraniak czy Eugen Polanski. Nie potrafili
zasymilować się w szatni i jako farbowane lisy Franciszka Smudy odeszli
z polskiej piłki w niesławie.
źródła:
https://weszlo.com/2024/09/11/irlandia-anglia-historia-grealish-rice/
https://trojka.polskieradio.pl/artykul/2760136,frenemy-czyli-trudny-zwiazek-irlandii-z-wielka-brytania
https://www.flashscore.pl/
https://www.transfermarkt.pl/



Chociaż argumenty są przekonujące, artykuł pomija pozytywne aspekty naturalizacji. W globalizującym się świecie piłki nożnej, gracze o mieszanych korzeniach wzbogacają reprezentacje. Na przykład:
Francja, mistrz świata 2018 i 2022, opiera się na graczach o afrykańskich czy karaibskich korzeniach (np. Kylian Mbappé, Paul Pogba), co nie jest postrzegane jako „zdrada”, lecz jako siła multikulturowości.
Szwajcaria czy Belgia korzystają z naturalizacji, co podnosi poziom ich drużyn bez większych kontrowersji.
W przypadku Polski, Matty Cash wniósł wartość sportową (np. asysty i obrona w eliminacjach), choć brak identyfikacji jest faktem. Autor mógłby rozważyć, że problem leży nie w graczach, lecz w systemie FIFA, który ułatwia zmiany (reguła „one-time switch” od 2004 r.). Ponadto, kwestia rasowa i imigracyjna jest wrażliwa – etykietowanie graczy jako „farbowanych lisów” może graniczyć z nacjonalizmem, co w dzisiejszym sporcie jest krytykowane (np. kampanie FIFA przeciwko rasizmowi).
Statystycznie, według danych FIFA, ponad 20% graczy na mundialach ma podwójne obywatelstwo, co pokazuje, że zjawisko jest normą, a nie skazą. W Polsce, reprezentacja z naturalizowanymi graczami (jak Damien Perquis czy Thiago Cionek) osiągała sukcesy (np. ćwierćfinał Euro 2016), co podważa tezę o czystej szkodliwości.
A co z Podolskim? Też nam strzelał bramki
Temat był ciekawy kilka dekad temu, gdy pojęcia narodowość i obywatelstwo były prawie tożsame. W tej chwili Europa to prawdziwy tygiel narodowości a podwójne obywatelstwa, migracje w poszukiwaniu lepszej pracy czy miejsca zamieszkania są na porządku dziennym to traci sens. Z punktu widzenia jednostki poszukiwanie lepszych warunków do życia jest naturalną potrzebą, a z punktu widzenia państwa zależy od polityki imigracyjnej, bo nadawanie obywatelstwa regulują określone przepisy i dotyczą nie tylko sportowców.
A zawodowy sportowiec niczym nie różni się od pozostałej części społeczeństwa: wędruje tam, gdzie lepiej, gdzie dostanie wyższą pensję, a w grach zespołowych szansę na sukcesy w imprezach światowych czy kontynentalnych.
Jordan Loyd w koszykówce czy nawet W. Leon w siatkówce to przykłady z naszego podwórka, we futbolu poza wymienioną wyżej Francją również Niemcy: Oezil, Khedira, Podolski czy Klose to zawodnicy, którzy w krajach pochodzenia (swoich, albo przodków) nie mieliby szans na takie osiągnięcia.
Szermowanie pojęciami „zdrady” też jest już archaiczne, bo najpierw musielibyśmy zdefiniować pojęcie patriotyzmu. Czy ten XIX-wieczny „Bóg, Honor, Ojczyzna”, „nie rzucim ziemi..” jest nadal aktualny? Czy też patriotyzm to uczciwe płacenie podatków, przestrzeganie np kodeksu ruchu drogowego, dbanie o lokalne środowisko itp? Temat-rzeka.
A we futbolu: bracia Williams, Boateng czy Pogba lub Alcantara gdzie każdy z rodzeństwa jest reprezentantem innego kraju. Który z braci jest „zdrajcą”?
Wiele pojęć zmieniło swoje znaczenie lub wręcz się zdewaluowało, nie tylko patriotyzm ale i określenia „prawicy”, „lewicy” czy innych pochodzących czasem nawet z XIX-wieku.
Dlatego musimy przyjąć do wiadomości, że również w sporcie będziemy mieli takie reprezentacyjne tutti frutti, czasem graniczące z absurdem jak np drużyna Kataru w piłce ręcznej na MŚ 2025, gdzie na 16 zawodników było tylko 2(dwóch!) Katarczyków.