hoŁd dla cierpienia

HOŁD DLA CIERPIENIA

HOŁD DLA CIERPIENIA

Ramadi, Irak, 2006 rok.

Grupa dwudziestu mężczyzn ogląda najnowszy teledysk do piosenki “Call On Me” Erica Prydz’a. Są to żołnierze Navy SEALs. Podekscytowani obserwują piękne blondynki, ponętnie tańczące na sali gimnastycznej. Na ich twarzach pojawiają się uśmiechy, zaczynają poruszać się do rytmu piosenki. “Pamiętajcie, za kogo walczymy!” – ktoś rzuca. W pełnym umundurowaniu, w rękach trzymają karabiny. Jeden z nich dynamicznie macha latarką. Tworzą własną, prywatną dyskotekę w jednej ze swoich baz. Amerykańska dyskoteka na terenie wroga. Zapewne, gdzieś niedaleko, może kilkaset metrów obok, w domach poukrywani są terroryści.

Ale to dla nich teraz nieistotne. Uwaga! Nadchodzi refren! W momencie dropu wszyscy zaczynają skakać, śpiewać! Wyglądają, jakby zaraz z ekstazy mieli zacząć strzelać z karabinów. Każdemu udziela się euforia. To jest tylko i wyłącznie ich chwila, dzięki której czują się jak u siebie. Przez te kilka minut narkotyzującego szczęścia zapominają o zewnętrznym świecie. Między jedną a drugą operacją otrzymują chwilę wytchnienia. Paradoksalna cisza przed burzą.

Bo nagle przechodzimy do następnego ujęcia – w środku nocy żołnierze wchodzą po obu stronach ulicy w kadr. W centrum uwagi dom mieszkalny, który chcą przejąć. Nie gra żadna muzyka. W oddali słychać jedynie dźwięki strzałów. Jesteśmy na wojnie.

Tak zaczyna się najnowszy film Alexa Garlanda pt. “Warfare”. Jest to oparta na wspomnieniach żołnierza Navy SEALs Raya Mendozy historia plutonu Alpha One, który zostaje zaatakowany po przejęciu wspomnianego wyżej budynku. Żołnierze są zmuszeni do ewakuacji – która nie idzie zgodnie z planem. Gdy próbują wejść do czołgu, wybucha bomba. Rozpoczyna się burza.

Ale burzą w tym przypadku nie jest efektowna strzelanina rodem z “Johna Wicka” czy “Gorączki”. Oczywiście, trochę w “Warfare” się postrzelają, czołgi zniszczą doszczętnie kilka budynków. Kilka razy nawet piękny myśliwiec dokona pokazu siły. Ale nie to chce pokazać Garland. W “Warfare” burzą jest naturalistyczne cierpienie.

Bo choć niesmacznym może być dla widza odcięcie głowy Tanaki przez O-Ren Ishii i tryskająca z niej groteskowo fontanna krwi w “Kill Billu”, to czy jest to realistyczne cierpienie? Czy brutalna jest scena w kościele w “Kingsmanie”? Może jest, ale czy ukazuje autentyczne, ludzkie cierpienie? Rzecz w tym, że nie. Akcja jest przerysowana, wykreowana na potrzeby stylu.

Najlepszym chyba przykładem tego kontrastu są zresztą “Bękarty wojny” Quentina Tarantino ze względu na podobieństwo gatunkowe. Spójrzmy przez chwilę na świetną, wielokrotnie analizowaną scenę w tawernie. Przez ponad pięć minut reżyser skutecznie rozciąga gumkę recepturkę – amerykański porucznik udający Niemca w rozmowie z nazistowskimi żołnierzami próbuje ukryć swoją tożsamość. Budowane napięcie w końcu się wyzwala, dochodzi do strzelaniny, którą Tarantino kręci w swoim stylu – dynamicznie i krwiście. I w “Bękartach” styl ten jest funkcjonalny, wpisuje się w konkretną estetykę. Ale nie ma tam prawdziwego cierpienia. To samo zresztą można powiedzieć o scenie w kinie.

Prawdziwe cierpienie to płonące ciało naszego kompana z plutonu. Paranoiczne wycie żołnierza, którego trzeba przeciągnąć z ulicy do środka budynku. Doszczętnie zniszczone, ledwo trzymające się mięśnie nóg, które zatrzymują się na ostrym kącie ściany. Próba ściągnięcia mocno związanego buta z tej nogi, która wygląda jakby miała się zaraz urwać. Pustynny piach, który przedziera się do krwi. Wciskanie gazy jałowej do wielkiej otwartej rany na udzie. Przyciskanie zniszczonej nogi kolanem, próbując ograniczyć wypływ krwi. Błaganie o kolejną dawkę morfiny, która w jakimś stopniu uśmierzy niewyobrażalny ból.

Taką wojnę chce nam pokazać Garland. Brutalną i surową walkę o przeżycie. Oczywiście, gdzieś w tle dzieje się wojna metafizyczna, wielki konflikt międzynarodowy o ideały i wartości. Ale tu, na dole, ma miejsce prawdziwa, naturalistyczna wojna ludzka. Tutaj płyną krew, pot i łzy. “Horror, horror!” – powie Kurtz. “Pamiętajcie, za kogo walczymy!” – powie ktoś inny.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial
Przewijanie do góry