Jerzy Urban kochał wzbudzać emocje. Słynął z ciętej riposty, nieustannego jarania szlugów, wielkich uszu, antyklerykalizmu i piekielnie wielkiego intelektu. Od razu zaznaczam, że nie będzie to pieśń pochwalna na cześć posiadacza najbardziej charakterystycznego pióra w historii Polski. Paradoksem tej postaci jest zależność jaka zachodzi pomiędzy odbiorem byłego rzecznika rządu PRL przez społeczeństwo, a jego nigdy nie gasnącą popularnością. Jerzy Urban znajduje się na ustach całej Polski raz do roku. Zazwyczaj stawiany jest w cieniu generała Wojciecha Jaruzelskiego, gdy wszyscy wałkują temat wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Urban ,bez cienia wątpliwości jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w powojennej historii tego kraju. Dla jednych jest symbolem postępowego intelektualisty, dziennikarza, który nie kłaniał się nikomu, zagorzałego lewaka, redaktora naczelnego Tygodnika NIE oraz śmiesznego dziadka z internetu. Dla pokolenia naszych rodziców jest komunistyczną świnią, zgniłym, podłym i znienawidzonym kłamcą oraz zwyczajnym skurwysynem – „goebellsem stanu wojennego”. Mnogość epitetów dotyczących Urbana, świadczy o niesamowitym bogactwie naszej mowy ojczystej. I nic w tym dziwnego… Dzisiaj napiszę kilka słów o jednym z największych skandalistów współczesnego establishmentu.
Zacznijmy jednak od początku. Żeby lepiej zrozumieć postać Jerzego Urbana, należy poznać jego historię. Urodził się w rodzinie przedwojennych działaczy ruchu socjalistycznego, pochodzenia żydowskiego. Jego ojciec Jan Urban, był dziennikarzem i komuchem, więc zainteresował młodego Urbana filozofią Marksa i Engelsa. Wedle relacji głównego zainteresowanego – nie był on grzecznym dzieckiem. 17 razy zmieniał placówki dydaktyczno-oświatowe do których uczęszczał, gdyż nigdzie nie potrafił dopasować się do otoczenia. Ta cecha charakteru Urbana pozostanie z nim do końca życia. Ale o tym później. Urban przeżył Holocaust. W jednym z wywiadów twierdził, że dobrze wspomina okupację hitlerowską, gdyż „nie musiał chodzić do przedszkola”, którego nienawidził. Po zakończeniu II wojny światowej, jako potomek przedwojennych działaczy komunistycznych bardzo szybko zrobił karierę w resortowej publicystyce. Nie można mu jednak odjąć jego niesamowicie przenikliwego stylu pisania, pełnego typowej dla niego ironii, metafory, zręcznego wulgaryzmu i prostoty wylewania własnych myśli. Urban pisywał do takich wydawnictw jak „Po prostu” czy „Polityka” Mieczysława Rakowskiego. Należał więc do intelektualnych elit PRL, z których wypadł tylko na chwilę w związku z antysemicką nagonką Gomułki oraz jego ciętym tonem, który nie podobał się nawet władzy PRL. Jak więc doszło do tego, że stał się najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Polsce?
Wraz z nadejściem „karnawału Solidarności” władza poszukiwała lojalnych wobec niej dziennikarzy. Tak się złożyło, że Jerzy Urban nie cierpiał największego związku zawodowego w historii i zajadle krytykował jego władze. Szybki awans zapewniła mu znajomość ze wspomnianym już przezemnie Mieczysławem Rakowskim ,który wprowadził go na salony władzy Polski Ludowej. Jerzy Urban stał się rzecznikiem rządu Jaruzelskiegi i symbolem kłamstwa, propagandy i manipulacji. To właśnie ten okres w życiu Urbana można nazwać tym najciemniejszym. Praca z dziennikarzami, czyli środowiska z którego się wywodził, sprawiała mu wielką satysfakcję. Jak wspomniał w jednym z wywiadów – „był to najlepszy okres w jego życiu zawodowym”… Trzeba powiedzieć sobie jasno: Jerzy Urban był zawodowym kłamcą na usługach komunistycznego reżimu w latach 80′. Nic nie usprawiedliwia jego czynów, lecz według mnie nie kończy wywodu o tej postaci. Zmiana, która dokonała się w życiu Urbana po upadku komunizmu w Polsce sprawiła, że po jego śmierci „New York Times” – nazwał go „bohaterem walki o wolność słowa”. Brzmi absurdalnie, lecz coś w tym jest…
Jerzy Urban odnalazł się znakomicie w realiach kapitalistycznych. Dzięki powiązaniom ze słusznie minioną władzą, udało mu się zdobyć wielki majątek. W latach 90. założył kultowy Tygodnik NIE, który dla jednych stał się gadzinowym paszkliwcem ,a dla drugich olimpem polskiego felietonu i reportażu. Od razu zaznaczam, że nie mam żadnych wątpliwości co do faktu, że Jerzy Urban pisał najwytrawniensze teksty i władał polszczyzną w sposób niesamowicie pełny. Nie stronił od wulgaryzmów, ataków na Kościół Katolicki i każdą władzę. Dzięsiąki procesów dotyczących obrazy uczuć religijnych, zniesławienia czy nawet rozpowrzechniania pornografii, które mu wytoczono – nigdy mu nie szkodziły. Potrafił spieniężyć niechęć społeczeństwa do własnej osoby, co bez wątpienia czyni z niego mistrza autoironii. Dla oddania sprawiedliwości należy nadmienić, że niektóre jego wypowiedzi i teksty – były po prostu niesmaczne. Mowa tutaj między innymi o obrazie Jana Pawła II i nazwanie go „obwoźnym sado-maso” oraz „Breżniewem Watykanu”. Zaburza to mocno wizerunek lewicowego mędrca, który pełen jest postępu.
Największą popularność wśród młodzieży przyniosła Urbanowi jego działalności w internecie. Zatrudnił on internetowych śmieszków do prowadzenia fanpejdża Tygodnika NIE i występował w krótkometrażowych, reżyserowanych i często wulgarnych filmach – w typowy dla siebie sposób komentując bieżącą sytuację polityczno-społeczno-gospodarczą. Polecam obejrzeć kilka z nich i wyrobić sobie zdanie. Kluczem do zrozumienia Jerzego Urbana jest jego obojętność na opinię innych oraz wielkie pokłady cynizmu,ironii oraz niepopularnych tez na tematy światopoglądowe oraz nienawiść do „tradycyjnej Polskości”. Mam nadzieję, że choć trochę przybliżyłem tę złożoną postać. Polecam państwu książkę „Urban” w redakcji Marka Sterlingowa i Doroty Karaś, która w biograficzny sposób przedstawia Jerzego Urbana. Czy można oceniać Urbana w sposób jednoznaczny? Nie wiem. Nie lubię narzucać swoim czytelnikom własnych tez. Chciałem jedynie napisać parę słów o postaci, która intryguje mnie od lat. Nie zachwycam się Urbanem, jestem krytyczny do jego postaw, natomiast pociąga mnie jego perspektywiczne spojrzenie na politykę oraz brak hamulców w wyrażaniu własnego zdania. Jerzy Urban zmarł w październiku 2022 roku , a jego pogrzeb stał się wielkim happeningiem. Myślę, że gdyby żył, byłby z tego faktu bardzo zadowolony. Nigdy nie chciał wzbudzać obojętnosci. Tej jednej cechy możemy uczyć się od uszatego komucha z Tygodnika NIE.
M.G




