Kaczyński zawsze będzie wygrywać z Tuskiem
Będąc dalej uwikłanymi w jałowe, pozbawione znaczenia racjonalego konflikty o słuszność lub też co gorsza prawidłowość wyniku wyborów prezydenckich, można dostrzec wiele znamiennych prawidłowości. Bowiem żadna ze stron w dalszej przeszłości bądź bliższej teraźniejszości nie wykazywała postaw, które wskazywałyby na jakąkolwiek wiarygodność w stawiennictwie o zachowanie sprawiedliwości oraz praworządności. Wyrastając z jednego, solidarnościowego pnia uwikłani są wzajemnie w swoje absurdalne animozje, które chociaż nie wynikają z wskazanego pochodzenia, to są wspólne, jak u rodzeństwa z genami bywa.
Ciężko bowiem o nową jakość jeżeli w każdej fazie relacji między oboma obozami transfery są porządkiem dziennym. Radosław Sikorski wskazywał, że na początku budowy opozycji względem postkomunistów na zgliszczach AWS oraz UW wybór między formacjami miał charakter jedynie koleżeński oraz gestykularny, jednak im dalej w las z konfliktem personalnym obozów nic szczególnego się nie zmieniło. Ujazdowski, Kamiński, Gowin czy sam Sikorski oraz główna inkwizytorka w komisjach sejmowych Magdalena Sroka. Wielu można wymienić również w drugą stronę, jak chociażby Jacka Żalka czy… nieoczywistego Mateusza Morawieckiego, który z nominacji Donalda Tuska był jego doradcą. Nie jest to może najbardziej merytoryczna wstawka czy znacząca, przecież ludzie zmieniają poglądy oraz partie, jednakże jest na swój sposób symptomatyczne. Czy nową jakością mają być neofici, którzy odchodząc z swojego obozu dzięki objawieniu nagle z ogromną zawziętością walczą z dawnymi kolegami? Oprócz zemsty, zbijania kapitału politycznego oraz budowania swojej pozycji w partii nic szczególnego to nie przynosi.
Niemniej jednak nie to jest clou tego tekstu, a jedynie wstępem, który ma na swój sposób rozszerzyć horyzont. Jesteśmy więźniami pewnego systemu: ludzi, schematów, kontaktów. Jednak w tym więzieniu są spory, nic przecież tak nie łączy ludzi jak wspólny wróg i konflikt – divide et impera. Tak więc nie powinien dziwić nas nieustanny spór w postaci duopolu, który z racji wyczerpania się jakościowego materiału merytorycznego z jakieś 20 lat temu, przetransformował się na bliższe człowiekowi pasma emocji, odczuć oraz tożsamości. Można by rzecz, że stanowi to kierunek odwrotny do ewolucji naszego człowieczego umysłu – od rozwiniętych zewnętrznych struktur mózgowych odpowiedzialnych za analizę krytyczną oraz myślenie abstrakcyjne w kierunku mózgu gadziego, w którym instynkt odgrywa rolę pierwszorzędną.
Konflikt, który pozbawiony zostaje płaszczyka racjonalności oraz argumentów, a wchodzi nam na kanapy oraz stoły zmuszony jest z racji swojej struktury do innego bodźcowania. Musimy być zaintrygowani, ciekawi, ale również czasem wystraszeni oraz zobowiązani do stawienia się “za czymś”. W ten sposób przechodzimy do najważniejszej dla mnie sprawy we współczesnej polityce, czyli narracji. W przeciwieństwie do naiwnego wymachiwania postulatami, bardziej na umysł człowieka politycznego wpływa projekcja dwóch dróg, które muszą się dobrze skrzyżować – emocji oraz poczucia porządności. Istotą dobrego manipulowania ludźmi, a w ostateczności zawładnięcia częścią tzw. rządu dusz jest mówienie tego co jest w głęboko w sercach i mózgu gadzim, czyli poruszenie naszych lęków, obaw, wstrętów, nienawiści.
Narracją jest atmosfera, ale również konsekwencja głoszonych poglądów. Jest to całe bogactwo, które otacza głoszony program, zwykły wyborca najzwyczajniej w świecie dzięki dobrej relacji emocjonalnej z partią macierzystą wie, czego może się po nich spodziewać – buduje zaufanie oraz więź. Niemniej jednak musi być to poparte konkretami, coś co twardo wmuruje się w podświadomość takie poczciwego obywatela. Tutaj kreśli się zasadniczo różnica pomiędzy PiS a PO, która jest według mnie główną przyczyną zwycięstwa obozu Jarosława Kaczyńskiego – jest on bowiem projektantem wizji oraz umysłów wielu obywateli, w tym co równie ważne tych z opozycji względem niego.
Myślę, że praktycznie każdy z nas jest w stanie wymienić kilka znaczących posunięć z ostatniego ośmiolecia. Pomijam tutaj warstwę ich słuszności oraz wagi racjonalności, a jedynie wpłynięcia na nasze myślenie o polityce. Program 500+, Centralny Port Komunikacyjny, ogólnie przyjęta zasada sprzeciwu wobec progresywnych nowinek Zachodu, Trójmorze itd. Nie mam zamiaru ukrywać, że afer i problemów była cała masa (zaczynając może od samego powstania tej partii), ale chcę zwrócić uwagę na fakt, że w dużej mierze te tematy oraz to co jest wokół nich (programy socjalne, infrastruktura, światopogląd) są podstawą współczesnej debaty publicznej. Rządy PiS tak bardzo się odcisnęły na społecznej świadomości, że dalej stanowią fundamenty dyskusji i myślenia o polskiej polityce. A Tusk? No cóż, co najwyżej wspaniałe hasło o polityce ciepłej wody w kranie czy Euro z Ukrainą.
Słabość ideowa oraz umiejętności wpływania na świadomość mas uwypukliła się znacząco w niedawno zakończonej kampanii prezydenckiej. Chociaż równie silny przekaz i umiejętność plastycznego kreowania myśli ludzi szczególnie młodych posiada środowisko skrajnie lewicowego Razem oraz z drugiej strony Konfederacja, to w przekazie ogólnym główny ton nadawał… typ z pod gdańskiej budki oskarżany o kibolstwo oraz sutenerstwo, który przegrywał w sondażach z prawie że prezydentem-elektem Warszawiakiem o 15%. Chyba to o czymś świadczy. Ciągła gra paktem migracyjnym, zielonym ładem czy obroną przed “dewiacją” finansowaną przez Urząd Miasta Stołecznego Warszawy spychała obóz rządzący do defensywy. Pomimo większego zasięgu ramion, lepszej postury oraz o wiele większego zaplecza trenersko-fizycznego, musieli ustąpić krępemu gagatkowi, który nieustępliwie zasypywał ich celnymi ciosami, a przynajmniej efektownymi dla ponad 50% wyborców.
Różnica jest zasadnicza, jedni walą jak tępy idiota głową w mur, aby go w końcu rozbić, a drudzy liczą, że spokojem oraz może promieniami słonecznymi uda się go rozpuścić. Chociaż pierwsza taktyka czasami boli, to jest o wiele bardziej skuteczna i co ważne pozostaje w odbiorze na długo. Jest to przyczyna i punkt końcowy mojej tezy dlaczego to obóz Kaczyńskiego będzie ostatecznie częściej triumfował nad obozem Tuska, nawet idąc dalej po ich politycznej śmierci oraz czerpiąc z ich schedy. To Ci, którzy walą głową w łeb są w Polsce skuteczniejsi, bowiem budzą jakieś emocje, są kreatorami, a nie biernymi obserwatorami, którzy mogą liczyć jedynie na poparcie tych, którzy w równy sposób jak oni będą ze śmiechem wytykać idiotyzm takiego zachowania. Tylko cóż im z tego, jeżeli są w ciężkim klinczu? To nie oni punktują. A nawet jeżeli ich siły powrócą i będą większe jak chociażby jest obecnie, to słabości dalej pozostaną w ich DNA. Siłę ma ten, który dzieli, a nie ten, który z tego dzielenia pozostaje i ze swoją grupą stan ten kontestuje. Jedna porażka wyborcza nie jest przegraną wojny, która w polityce nigdy się nie kończy. Chociaż stan tej dyskusji jest po prostu jałowy i musiał przejść na pola emocjonalnych kłótni oraz tożsamości z daną grupą bojową, to w nowym pokoleniu buduje się stanowcza opozycja. Zdaje się zdecydowanie bardziej merytoryczna i dająca więcej świeżości niźli konflikt starych dziadków, jednak czy nie skończy się w ten sposób? Wiele wskazuje na to, że nie, są przecież z różnych, skrajnych obozów o innych pniach, jednak koniec końców czas pokaże. Jedno jest pewne – nie bez powodu w debatach prezydenckich wszyscy brali udział w konkursie “kto jest lepszym kontynuatorem wizji Polski brata Jarosława, Lecha Kaczyńskiego”, ale również to, że Nawrocki oraz Trzaskowski walczyli kto będzie lepszym Mentzenem od Mentzena. Nadzwyczaj znaczące i dające do myślenia.




