Jakoś tak mamy w polskiej tradycji i w myśleniu jako ogół, społeczeństwo, że lubimy używać pewnych metafor. No cóż, dekady cenzury i represji zmuszały nas do myślenia głębszego, dalej niż za pierwsze skojarzenie. Tak jak kiedyś podawano czarną polewkę na znak zakończenia rozmów, tak dzisiaj podany żurek kieruje nas na polityczną wojnę. Czy nowy minister sprawiedliwości wyegzekwuje mityczne rozliczenia? A może zmieni to fundamentalnie kwestię odbudowy trójpodziału władzy? Śmiem wątpić, jednak jest zgoła ważniejszy podział do wywalczenia aniżeli ten, który już dawno sam się pogrzebał.
Bez wątpienia w mojej opinii kluczem do rozpoczęcia prac nad naprawą systemu jest zbudowanie fundamentów. W istocie kiedy trójpodział władzy prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej zgnił w fermencie sporów partyjnych, powinniśmy po pierwsze skupić się na budowie trójpodziału politycznego pomiędzy najważniejszymi partiami.
Do najbliższych wyborów parlamentarnych pozostały jeszcze dwa lata, lecz już widać pewne podrygi aktywności przedwyborczej. Szantaż PiSu względem Konfederacji jasno pokazuje dwie rzeczy: po pierwsze partie o podobnych bazach elektoratów będą się zjadać, szczególnie w koalicji, a po drugie na prawicy trwa walka nie z Donaldem Tuskiem, tylko między sobą. Nie są wyssane z palca obawy konfederatów odnośnie koalicji z Kaczyńskim. Posiadając swojego Prezydenta oraz prawdopodobnie większościowy udział w rządzie rysuje się szansa marginalizowania koalicjanta, tak jak miało to miejsce 20 lat temu z partią Romana Giertycha i Andrzeja Leppera.
W tym momencie wyskakują do mediów przedstawiciele Konfederacji i jasno deklarują, że jeszcze nie wiedzą z kim pójdą do rządu oraz podkreślają fakt, że to od nich zależy formowanie przyszłej rady ministrów. Jest to wyraźny przystryczek w nos i znak, że konkursu na najlepszego dogadywacza Sławomira Mentzena za dwa lata PiS nie może wygrać z całą pewnością. A PO? Stoi i czeka, a powinno działać.
Bez wątpienia obecna koalicja rządząca większych szans na przetrwanie nie ma, lecz po skonsumowaniu Polski 2050, Platforma Obywatelska będzie miała szanse na utrzymanie się przy sterze, chociaż będzie to wiele kosztowało. Zdecydowanie najcięższe będzie przekonanie wyborców do tak radykalnego kroku, przecież cały czas jesteśmy straszeni koalicją PiS-Konfederacja. Nie ma alternatywy dla tego rządu! Tylko że jest to działanie z pozoru skuteczne, ponieważ podtrzymuje obecną bazę wyborczą, jednak ogranicza pole manewru, a w ostateczności skazuje na porażkę przy urnach.
Jak do tego dojść? Przede wszystkim z emeryturą będzie musiał pogodzić się Donald Tusk, ponieważ w takim scenariuszu nie ma dla niego miejsca w tej koalicji. Platforma powinna dojrzeć do zmian czasów oraz potrzeb, do których Tusk nie nadąża swym już starczym, czasami dziaderskim tempem. Z pewnością można oddać PiS-owi władzę, ale taktyka na przesiedzenie kolejnej kadencji jedynie zdegeneruje tę partię do cna oraz przypieczętuje koniec. Dojście do władzy w 2023 r. okazało się większym problemem niż zyskiem politycznym, ponieważ wizerunkowo politycy PO są już daleko za wszystkim w rankingach zaufania, przegrano wybory prezydenckie, konflikty koalicyjne uniemożliwiają realizację większości spraw, a czasy łaskawymi nie są.
Nie wystarczy polityka ciepłej wody w kranie oraz grzecznego administrowania tak jakby chciał to Donald Tusk i jego wizja polityki zacietrzewiona w latach 90. Potrzeba wymiany, aby ten projekt przetrwał. Nawet jeżeli PO nie zajmie pierwszego miejsca w wyborach, ale przynajmniej wejdzie do nowego rządu, Tusk nie poprowadzi statku na całkowite dno. Krążące widmo porażki wyborczej naturalnie prowadziłoby do odsuwania się Tuska od władzy, a po ostatniej rekonstrukcji nie ma o tym słuchu. Chce iść dalej? Może i tak, ale przegrywanie z własną twarzą nie jest cechą naszego premiera, od tego są ludzie-podmianki jak Kopacz, Schetyna, Budka.
Tak, wiele musi się w najbliższym czasie stać, jednak jaki jest tego ostateczny cel? W przypadku urzędowania prezydenta z nadania prezesa koalicja wykluczająca PiS sama się nasuwa. Co więcej partię z różnych baz elektoratów nie będą ze sobą musiały bezpośrednio walczyć, ponieważ nie mają tych samych wyborców. Jestem zwolennikiem koabitacji, aby obie strony były uziemione, jednak wprowadzenie Konfederacji do tego systemu jest szansą na rozkręcenie koła zamachowego i rozpoczęcia jakichkolwiek reform. Rząd będzie musiał ruszyć, ponieważ konfederaci będą musieli wreszcie wykazać, że w działaniu są równie silni jak w gębie, a z taką partią, która ma kręgosłup jak z gumy przepchnięcie wielu rzeczy może okazać się jedynie kwestią czasu.
Na pewno PiS rozpocznie wtedy wojnę, to on będzie totalną opozycją względem “zdradliwej” łże-prawicy, która miała czelność układać się z diabłem w rudej skórze. Jeszcze bardziej niż pewne wykorzystywany będzie prezydent Nawrocki do walki z koalicją, przynajmniej z częścią platformerską, lecz wtedy pojawia się as z rękawa – Deklaracja Toruńska. To co Mentzen chciałby zrealizować w takiej koalicji jest już zawarte w tym co podpisał i zaprzysiągł, że zrobi jako prezydent Karol Nawrocki. Chce złamać obietnice? W porządku, lecz krzywoprzysięstwo raczej nie przystoi prawej postawie człowieka prawicy.
Podsumowując jestem przekonany, że drzwi zamkniętymi nie sa, dopóki Konfederacji się nie zastraszy czy przekupi, a na razie takiej perspektywy nie widzę. Konsolidacja PiS-u w rządzie oraz posiadanie swojego Prezydenta ewidentnie stawiałoby konfederatów na grząskim gruncie, który mógłby grozić zawaleniem i katastrofą wyborczą. A tak mamy alternatywę, istny trójpodział władzy pomiędzy największe partie polityczne. Fani duopolu mają swoje stare wygi, które co nie co jeszcze przy korycie dojedzą, a bardziej żywsi wreszcie będa mogli zobaczyć realny wyłom w dwudziestoletnim betonie polskiej polityki? Czy na lepsze? W moim przekonaniu tak, przynajmniej w kwestii liberalizacji gospodarki, prywatyzacji czy deregulacji. Jak reszta? Tutaj pojawiają się komplikacje, lecz Platforma prędzej czy później będzie musiała dojrzeć, że czas ery uśmiechniętych Trzaskowsko-podobnych tworów się skończył i przez następne dwa lata należy skręcić w prawo. W innym wypadku grozi polityczna anihilacja, porażka z twarzą “narodowego bohatera” Donalda Tuska oraz droga do końca profitów z władzy.




