Końskie debaty – Co tam się do cholery stało?!
B.K.P
O mój Boże. Dawno takiego cyrku nie widziałem i dalej dochodzę do siebie. Od połączenia dożynkowego festiwalu z debatą po wykupioną przez Trzaskowskiego debatę dla tych, którzy w porę przyjechali. Skala absurdu przekroczyła wszelkie poziomy mierzalności i co ważniejsze jest szansa, że co niektórym wyborcom może obrzydzić wybory.
Uważam za całkowitą aberracje to coś, co miało czelność nazywać się debatą przed tym, co również miało taką czelność, ale zostało zorganizowane przez sztab wyborczy Trzaskowskiego. Ustawione i tendencyjne pytania aż zgniatały uszy z ziemią (niczym Marszałek Sejmu Putina). Momentami było mi żal Joanny Senyszyn oraz Hołowni kiedy tłum przekrzykiwał się z nimi, ale cóż, takie są uroki mediów z polityczną tożsamością.
Myślę, że wydarzenie zorganizowane przez telewizję Republika, wPolsce24 oraz Trwam/Radio Maryja na długie lata zażegna idee publicznych debat. Ciągłe upominanie tłumu z transparentami Nawrockiego, żeby zachował ciszę z każdym razem obniżały standard i powagę tego happeningu (ciężko to już inaczej nazwać). Ciężko jest mi analizować wypowiedzi poszczególnych kandydatów, ponieważ miały one często charakter przekrzykiwań, wyliczania tego co polskie oraz jakimi to nie są patriotami. No może jedynym wyjątkiem była Senyszyn, która pięknie podgrzewała pisowski tłum do czerwoności, oraz Stanowski, który z dobrym humorem prezentował brak konkretów.
Jeszcze żałośniej jest w kontekście ustawki Trzaskowskiego. Ciężko to inaczej nazwać, jeżeli o 18:20 zezwala innym niż Nawrocki wzięcie udziału w zorganizowanej przez niego debacie o 20:00. No tak, bo każdy ma blisko do Końskich, a w studio nagle pojawiło się więcej niż dwa stanowiska debatanckie. Litości panowie…
Ogólnie sam happening Trzaskowskiego nie wyszedł źle pod względem merytorycznym. Dało się to w miarę sensownie oglądać w przeciwieństwie do hucpy z prymitywnymi okrzykami. Co najlepsze prezydent Warszawy może zaliczyć te starcie jako porażkę, przynajmniej w moim odczuciu. Cała debata miała dwa tła, gdzie na pierwszym grali Nawrocki z Trzaskowskim, zadając cały czas sobie pytania rodem z chatu GPT, a na drugim całą resztę, która również starała się co rusz uszczypnąć większych kandydatów. Akcja z flagą LGBT jedynie podkreśliła niezbyt przyjemną sytuację Trzaskowskiego, ponieważ w pewnym momencie wraz z jej odebraniem przez Biejat, nawet ona górowała nad wiceprzewodniczącym PO.
Co więcej nie można pominąć innych. W dobrej formie zaprezentował się Hołownia, chociaż kiedy zaczął odpalać się z pytaniami o dokładną ilość łodzi podwodnych, korwet, prezydentów Litwy, Łotwy i Estonii jego poważny czar prysnął. Serio? Pytania jak na teście w momencie, kiedy można to wykorzystać na naprawdę rzeczowe i poważne tematy. Bardzo bawiła mnie pani profesor Senyszyn z swoimi wcinkami do wszystkich kandydatów mainstreamu oraz Stanowski, który dał namiastkę tego co zaprezentuje. Pomijając propozycję elektrowni atomowej w co drugiej gminie, tylko że w tej sąsiedniej wobec nas, oraz wyjazdu na Malediwy jako pierwszego kierunku, to w wielu sprawach był bardzo poważny, a zarazem normalny. Nie popadał w pompatyczność w kwestii alkoholu na stacjach benzynowych, ponieważ słusznie stwierdził, że są już one w gruncie rzeczy sklepami. W punkt krytykował gospodarza debaty za jego hipokryzję w kwestii patriotyzmu gospodarczego – jak można mieć czelność promować te idee za pomocą wafelka i ogórków, kiedy w swoim mieście wszystkie większe inwestycje są prowadzone przez zagraniczne koncerny? Warto również krótkim słowem zanotować postać Macieja Maciaka, ponieważ mieliśmy do czynienia z wyjawieniem się człowieka, który mniej lub bardziej świadomie wspiera rosyjski interes. Rozbrajanie w imię naiwnego pacyfizmu (jakby zapomniał civic pacem parabellum), popieranie polityki Chin oraz Białorusi czy dogadywanie się z Rosjanami wprost demaskuje nam tego, kto działa w interesie obcych stolic. Warto mieć to na uwadze wtedy, kiedy np. Grzegorz Braun kluczy w nazywaniu Putina ludobójcą, już nie jest w tym sam.
Chaos, naprawdę chaos. Kandydaci z brakiem przychylności elektoratu PiSu naprawdę musieli się natrudzić, aby wytrzymać na happeningu poprzedzającym wydarzenie Trzaskowskiego. Ciężko znaleźć tam wartość merytoryczną, która umykała pod naporem burczenia i jazgoczenia zgromadzonej gawiedzi. Absurdalne pytania o prywatyzację Lasów Państwowych, wprost sformułowanie z tezą nielegalnego zagrabienia mediów przez Tuska, pogarszanie się stanu bytowego Polaków pod rządami Tuska, budowa europejskiej armii (bo w sumie Tusk się na to zgodzi, przynajmniej taka jest narracja Sakiewicza i spółki) – jednym słowem mediami to ciężko nazwać. Szanuję Hołownię oraz Senyszyn, że weszli w tak grzęski, jednak nie sądzę, aby cokolwiek im to dało, oprócz wzmocnienia odporności na toporny idiotyzm. Szczerze to nie mam nic więcej do powiedzenia o tej hucpie, bo oprócz śmiechów i poparcia postulatów Stanowskiego, to przyniosła mi w sumie więcej smutków. Naprawdę chcemy takie coś nazywać debatą? Tak ma wyglądać nasza dyskusja? Nie jest zwolennikiem odebrania koncesji Republice i wPolsce24, ponieważ pluralizm oraz różnorodność są niepodważalnym fundamentem demokracji, ale z całą pewnością nie należy ich wspierać, ponieważ za grosz nie mają w sercu przyrzeczeń o bezstronności dziennikarstwa wtedy, kiedy stara się być forum dialogu, przekazu oraz wymiany zdań.
To samo mogę powiedzieć o Trzaskowskim, ponieważ jak Republika wcześniej zaprosiła na swój event, tak prezydent Warszawy zrobił to na 1,5 godziny przed. Gdzie tu jest powaga i szacunek? Za pewne tam, kiedy zmieniał zdanie o granicy polsko-białoruskiej, Zielonym Ładzie, kwocie wolnej od podatku itd. Chociaż gospodarz wyszedł z głową w dół z debaty, tak ciężko mi znaleźć zwycięzcę, również i w tej pierwszej. Dobrze prezentujący się Hołownia plasuje się wysoko, lecz jego pyskówki z Maciakiem oraz pytania jak redaktora Roberta Mazurka w latach świetności kiedy słynął z wyliczanek i absurdalnych pytań trochę go zaniżają. Nawrocki jak Nawrocki, skupił się jedynie na utrzymaniu duopolu i z swoją zawziętą nudnością oraz brakiem luzu zadawał kolejne pytania do Trzaskowskiego, tak jak to było vice versa. Biejat? Jakubiak? W porządku, lecz bez szału. Senyszyn i Maciaka zostawiłbym jednak w swojej V lidze, gdzie mogą spokojnie szaleć oraz mówić bez ograniczeń. Tak więc ciężko mi stwierdzić kto wyszedł najlepiej, ale wiem, kto w ogóle nie wyszedł.
Adrian Zandberg, Sławomir Mentzen oraz Grzegorz Braun nie podjęli rękawicy w tym cyrku. Ciężko jest mi to ocenić jednoznacznie. Z jednej strony Zandber mógłby dobrze zawojować w TVP, ale w Republice prawdopodobnie byłoby mu jeszcze ciężej dojść do głosu niż Hołowni, “precz z komuną” i te sprawy. A Mentzen? Stracił w moim odczuciu tym, że nie dał szansy zaprezentować się twardemu elektoratowi PiSu, o który musi teraz walczyć, jeżeli zależy mu na drugiej turze. Jednocześnie prawdopodobnie w tym całym zgiełku chaosu, nieprzewidywalności oraz dziwnych pytań wyszedłby tragicznie, mógłby się nie odnaleźć w tym show. W TVP byłoby mu może łatwiej, ale z całą pewnością Szymon Hołownia kontynuowałby swoją krucjatę względem niego, budując drugą po POPiSie warstwę polaryzacji w społeczeństwie.
Ciężko przejść obok tych wydarzeń obojętnie. Wykupiona przez sztab jednego z kandydatów debata dla nielicznych, oraz wiec z okrzykami, który w istocie był prezentem dla Nawrockiego i Jakubiaka – ulubieńców elektoratu Zjednoczonej Prawicy. Nie można przejść wobec tego obojętnym, ponieważ stan naszej debaty odlatuje na poziomy absurdu jeszcze nam nieznane. Czy zniechęci to pewnych ludzi do absencji wyborczej? Nie zdziwiłbym się. Jeśli tak wyglądają dyskusje potencjalnych głów państwa, to po co brać w tym udział i dawać komuś aprobatę? Absurd mam wrażenie staje się kluczowym słowem w celu zrozumienia tej kampanii. Mamy niewyobrażalne show o stanowisko, które ma niewymierne kompetencje odnośnie mandatu społecznego jaki dostaje, tj. od połowy wszystkich głosujących w całym kraju. Show, w którym emocje sięgają zenitu, a kandydaci spierają się o to, który wafelek lepiej reprezentuje polski przemysł, czy należy zakazywać smartfonów w szkołach oraz czy zajęcie upolitycznionych mediów “publicznych” było legalne. Skończmy z tym, to się dzieje nie dlatego, że tak musi być, a dlatego, że lud chce igrzysk oraz chleba. My jesteśmy tym ludem, my aprobujemy ten niski poziom. Możemy różnie akcentować sprzeciw: od pytań do kandydatów oraz akcje społeczne, po najprostszy bojkot wyborów. Droga jest wolna, ale warto pamiętać, że politycy to nie jest jakaś magia oraz enigmatyczna wspólnota. Żyją na naszym garnuszku i mamy prawo powiedzieć “dosyć”. Dzień 11 kwietnia przejdzie jako kolejny krok upadku polskiej polityki w kierunku ochlokracji – rządów tłumu, motłochu, który kieruje się najprostszymi instynktami i rządza fajnej rozrywki. Fakt, sam się uchachałem oglądając te debaty, ale tak właśnie nie powinno być. W obliczu możliwości braku instytucji do stwierdzenia ważności wyborów prezydenckich, rozsadzenia sądów przez częściową eliminację neosędziów oraz wojen handlowo-celnych za rogiem, myślę, że nie powinniśmy wydawać zgodę na ustawki kandydatów czy organizowany pod płaszczykiem mediów opozycji zjazd krzykaczy.




