Wszyscy dobrze wiemy jak ciężko w dzisiejszych czasach o stabilną, satysfakcjonującą i dobrze płatną pracę. Portale takie jak pracuj.pl czy olx oferują, wydawałoby się, setki możliwości zatrudnienia. Rozsyłamy swoje CV gdzie tylko popadnie, a ich rozpościerający się przed nami wachlarz potencjalnych ofert tylko napędza nasz dynamiczny upadek w depresyjną spiralę niekończącego oczekiwania na odpowiedź.
Gdy ta wreszcie nadchodzi (o ile nadchodzi) zazwyczaj dostajemy piękną, pełną pocieszeń informacje o zatrudnieniu innego kandydata. Zdarza się również tak, że uda nam się wstrzelić w proces rekrutacyjny. Fantastycznie, powiecie, wasze marzenia o samodzielnym utrzymaniu są na wyciągnięcie ręki! Ale to zaledwie iluzja, bo jak dobrze wiemy, pozytywna odpowiedź rozpoczyna zazwyczaj wielowarstwowe korporacyjne piekło, w ramach którego wymaga się od nas przebicia przez 4-5 warstwową ścianę ,,wieloetapowej rekrutacji”.
Co kieruje tobą w życiu? Jakie masz marzenia, ambicje, plany na następne 6 miesięcy twojego życia? Jak radzisz sobie w sytuacjach stresowych i jaką radosną poradę udzieliłbyś niezadowolonemu klientowi groźnie domagającego się spotkania z twoim managerem. A wszystko po to by ostatecznie, w wyniku malutkiego błędu lub potknięcia, wylecieć na 2 etapie bądź dostać pracę w lokalnym (ale bardzo zachodnim i nowoczesnym!) callcenterze sprzedającym lokalnym desperatom garnki kuchenne w iście okazyjnej cenie.
To jednak tylko wierzchołek góry lodowej problemu z którym mierzymy się dziś wszyscy. W swojej istocie rynek pracownika, a już w szczególności tego młodego, już dawno przestał być kopalnią złotych okazji na usamodzielnienie i realizację marzeń – jeśli w ogóle kiedykolwiek nim był. Zamiast stabilnych ofert dostajemy tzw. ,,umowy śmieciowe”, zlecenia, b2b, zatrudnienia przez pośrednika – piękna kolorowa gamma nieetycznych i pozbawionych jakiejkolwiek ochrony propozycji skonstruowanych w taki sposób by zmaksymalizować nasz wyzysk i wycisnąć z nas ostatnie krople ludzkiej nadziei.
W Polsce prawie dwa i pół miliona pracowników jest zatrudnionych na ,,śmieciówkach”, które dopiero od nowego roku zaczną się w ogóle liczyć jako formalny staż pracy. Przypomnijmy, to prawie dwa i pół miliona pracowników bez możliwości płatnego urlopu, bez ochrony przed zwolnieniem (chyba że taka jest określona w umowie) oraz zupełny brak kontroli nad formą własnej pracy. Pracujemy długo, najwięcej w Europie, coraz częściej na najgorszych możliwych warunkach tylko po to by zaspokoić swoje najbardziej podstawowe potrzeby, których koszta z roku na rok stają się coraz to trudniejsze do zniesienia.
Szczególnie dramatyczna jest sytuacja osób podejmujących się wyzwania Syzyfa – łączenia studiów i pracy. Chylę czapkę i przesyłam ogrom miłości dla każdej osoby znajdującej się w tym kryzysie – z autopsji wiem że jest to codzienna walka. Stres, nadmiar obowiązków, zaniedbywanie nauki i relacji tylko po to by pod koniec dnia wracać do domu kompletnie wyprutym z jakiejkolwiek energii. Powodów takich sytuacji jest wiele, najbardziej wartym uwagi jest jednak prezent od poprzedniej władzy, literalny wilk w owczej skórze, czyli zwolnienie studentów do 26 roku życia ze składek zdrowotnych i ubezpieczeniowych. Warto podkreślić, że chodzi tu tylko o takich studentów zatrudnionych na umowie zlecenie.
Zapewniam was, że tak jak to często w naszym kraju bywa, zaprawdę nieznane są mi intencje prawodawcy w przypadku tego rozwiązania. Najprawdopodobniej mamy tu doczynienia z toksyczną mieszanką biznesowego lobbyingu i taniego, populistycznego chwytu, zastosowanego przed laty by zachęcić młode pokolenie do większej wyborczej mobilizacji. Zwolnienie ze składek na pierwszy rzut oka wydaje się bowiem świetnym katalizatorem młodocianego wigoru i pracowitości. Student, hipotetycznie zarabiający minimalną krajową za pełen etat, może schować do swojej kieszeni nawet tysiąc złotych więcej. Przedsiębiorca go zatrudniający jest całkowicie zwolniony z obowiązku dopłacania do ubezpieczenia i emerytury swojego pracownika, może więc również zmaksymalizować swój zysk do granic możliwości.
Powiecie zatem – sytuacja win-win! Student zadowolony, bo kasa w kieszeni, a pracodawca może dalej rozwijać swój cudowny, wyzyskujący biznes.
Już teraz widzimy jednak, że skutki tej decyzji były dla rynku pracy młodych w istocie katastrofalne. Stabilnych ofert z zatrudnieniem szukać jak ze świecą, zamiast tego dostajemy miliony zleceń, opatrzonych – rzecz jasna – wymogami znajomości języka obcego na poziomie minimalnie B1 oraz okazjonalnym obowiązkiem orzeczenia o niepełnosprawności. Student szukający pracy, nawet gdyby zechciał pomarzyć o takiej dającej mu poziom praw większy od przeciętnego XIX wiecznego robotnika, nie ma w istocie takiej możliwości. Pracodawcy dobrze wiedzą że pomimo najniżej postawionej poprzeczki na ich ofertę zawsze znajdzie się ktoś wystarczająco zdesperowany.
Studenci, pozostawieni sobie, bez wsparcia rodziny, przyjaciół i uczelni muszą się samodzielnie utrzymywać. Niestety w dzisiejszej rzeczywistości wiąże się to ze zgodą na horrendalne warunki pracy. Brak jakichkolwiek alternatyw zmusza nas do chwytania się coraz to ostrzejszych brzytw, a rynkowi milionerzy z uśmiechem na ustach radośnie podsuwają nam je pod nos.
W teorii nasze ukochane państwo z kartonu powinno uchronić nas przed takimi scenariuszami. Jednak jego zbrojne ramię w tej materii, Państwowa Inspekcja Pracy, pozostaje od lat odcięta od dobrego finansowania, a jej narzędzia kontroli mimo wielokrotnych apeli licznych środowisk pracowniczych uszczuplają się z ustawy na ustawę. Jest to paradoks nie do zniesienia, w dobie pędzącego jak huragan wyzysku młodego pokolenia pozbawiamy się jednocześnie jakichkolwiek parasoli ochronnych, które chociażby w minimalnym stopniu mogłyby przynieść nam poczucie bezpieczeństwa.
Dlatego dziś, bardziej niż kiedykolwiek, tak ważna jest solidarność studencka i pracownicza. Organizacje związkowe oferują pomoc tam gdzie oczy państwa zasłaniają klapki. W tak zdesperowanych i trudnych czasach musimy jako społeczeństwo zastanowić się, długo i intensywnie – czy szczytem naszych możliwości jest rynek pracownika rodem ze starożytności?





