Kochanowski we fraszce pt. ,,Na zdrowie” napisał tak: ,,Ślachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz”. Jeśli to zdrowie już się zepsuło to idziemy do szpitala, w gorszym przypadku mamy operację. Pytanie tylko za co, skoro polskie szpitale są na skraju bankructwa a Narodowy Fundusz Zdrowia nie ma jak finansować zabiegów?
Problem słynnego NFZ-u od lat podnosi Polakom ciśnienie (o ironio). Ludzie opłacając składki liczą, że jeśli już niestety zachorują, to dzięki opłacanej z ich podatków służbie zdrowia, będa mogli zostac poddani operacji. Jest to rzecz oczywista, prawda? Witamy
w Polsce, gdzie nic nie jest takie pewne, bo politycy zamiast łatać dziury budżetowe
w tym ważnym dla społeczeństwa segmencie, nagrywają rolki na Instagrama jak jedzą żurek, albo debatują czy związki partnerskie nie uderzają w polskie katolickie serca. Może długo po tym świecie nie chodzę, może dla niektórych jestem jeszcze smarkulą, co się wymądrza w Internecie, ale wydaje mi się, że kwestia zapaści w NFZ jest w tym momencie większym zmartwieniem.
To, że stan polskiej służby zdrowia, kolokwialnie mówiąc, leży i kwiczy wiadomo nie od dziś. Ciągle słyszy się narzekanie na kolejki, na stan polskich szpitali i te ubolewania są oczywiście słuszne, ale jakich słów należy użyć, kiedy dowiadujemy się, że bliska dla nas osoba, potrzebująca operacji, musi poczekać, bo w tym roku nie ma już na to pieniędzy? Szpitale się zadłużają, by ratować ludzkie życie, ale i tak nie mają już z czego wykładać. Gdzie jest państwo? Niech politycy przestaną tworzyć memy o swoich konkurentach, niech odstawią tego Tik Toka, niech przełożą zakupy w Ikei na inny raz, albo przestaną zaglądać Polakom do łóżka i niech zajmą się tym za co my, obywatele, im płacimy.
Szpitale wstrzymują przyjęcia nowych pacjentów, w tym w trakcie leczenia onkologicznego (!!!) na przyszły rok. Słynny żart, podsumowujący stan służby zdrowia, tym bardziej odnajduje teraz swoje przełożenie w rzeczywistości, a brzmi on następująco:
W rejestracji:
– Chciałbym się zapisać na rehabilitację.
– Ale wolne terminy są dopiero za rok.
– Ale ja nie wiem, czy tak długo pożyję!
– To zapiszę pana ołówkiem i najwyżej wygumuję.
Zacytowanie tego żartu jest moim wyrażeniem społecznego śmiechu przez łzy. Bo co nam pozostaje….Tak całkowicie poważnie – sytuacja jest dramatyczna. Oczywiście są szpitale, które uspokajają, że pacjenci otrzymają pomoc mimo tego kryzysu, jak np. szpital w Suchej beskidzkiej.
NFZ jest winny polskim szpitalom MILIONY złotych. Dla przykładu: Uniwersyteckiemu Szpitalowi Klinicznemu nr 4 w Lublinie zalega 75,5 mln złotych. Są to chore kwoty, a to tylko jeden szpital, gdzie szpitali publicznych w Polsce jest 683 (dane na 12.02.2025). Nie trzeba być orłem z matematyki, żeby zobaczyć tę skalę.
Ja nie oczekuję na szczęście operacji, ale tysiące moich rodaków tak. Nie wyobrażam sobie skali lęku i niepewności, która dręczy te osoby. To zatrważające, że płacąc za opiekę zdrowia, osoby jej potrzebujące nie mogą czuć się w pełni zaopiekowane.
Spójrzmy też na to z perspektywy pracowników służby zdrowia. Najczęściej są to ludzie
z misją, którzy każdego dnia zakładają fartuch, by przez kilkanaście godzin ratować ludzkie życie. W tym momencie państwo odbiera im tę sprawczość. To tak jakby drwalowi zabrać siekierę, bo nie ma więcej drzew do ścinania. Kto żyje w Polsce ten w cyrku się nie śmieje
https://www.coig.com.pl/lista_wykaz-szpitali_wPolsce.php
https://kawaly.tja.pl/dowcip,w-rejestracji-chcialbym-sie




