trumpizm

TRUMPIZM – IDEOLOGIA ZŁA CZY ZBAWIENIE DLA AMERYKI?

Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że poniższe refleksje na temat Donalda
Trumpa są tylko i wyłącznie próbą suchej oceny sytuacji politycznej w „Największej
demokracji świata”. Bardzo daleko mi do jednoznacznego opowiadania się po którejś ze stron
osi sporu. Uważam, że to nie dla mnie. Zadaniem, które przed sobą postawiłem, jest analiza
wydarzeń i zbadanie ciągu przyczynowo-skutkowego. Owszem, uważam Trumpa za
populistę, ale przecież każdy polityk jest populistą, gdyż na tym właśnie polega jego zawód, a
jeśli uważa, że nie jest populistą, to automatycznie staje się kłamcą i populistą w jednym. No
cóż, literatura przedmiotu jest nieubłagalna.

Emocje po wyborach w Stanach Zjednoczonych powoli opadają. Przychodzi czas na
refleksje, wnioski i konsekwencje. Staliśmy się świadkami narodzin nowego odłamu
konserwatyzmu amerykańskiego. Trumpizm jest pełen niespójności, absurdów, zaprzeczeń i
ekstremizmów, a jednocześnie jest bardziej amerykański od Coca-Coli i Bruce’a
Springsteena. Mówiąc o życiu od poczęcia do naturalnej śmierci, można pogodzić penalizację
aborcji z rozszerzeniem dostępu do broni i karą śmierci? Jak można być chrześcijaninem i
patriotą kraju imigrantów, a jednocześnie budować wielkie mury? Można, bo
niekonsekwencja już dawno przestała być wartością ujemną, nie tylko w USA. Amerykański
wyborca dostał pięknie opakowany program własnych oczekiwań i po raz kolejny wręczył
Trumpowi klucze do Białego Domu. Dlaczego? Odpowiedzi jest tak wiele, że nie dałbym
rady ich wszystkich wymienić. Liberałowi ciężko zrozumieć, że chaos idei, coraz
powszechniejsze wojny i napięcia oraz relatywizm skłaniają do oddania władzy
konserwatystom. Kryzysy prowadzą do sprowadzania wszystkiego do przysłowiowej „miski
ryżu” oraz odrzucają głębsze intelektualne wysiłki. Instynkt przetrwania zabija rozum.
Logicznym wyborem staje się więc „twardy człowiek na ciężkie czasy”. Nawet najbardziej
przepłacona kampania, pełna gwiazd establishmentu, wielkich słów o demokracji, wolności i
„amerykańskiej misji”, nie napełni pustego brzucha oraz nie stworzy nowego miejsca pracy
dla przeciętnego amerykańskiego zjadacza chleba. Zrozumienie tego pozwala zrozumieć
nowy nurt polityczny trumpizmu. Tworzenie patriarchalnych hierarchii, opartych na
tradycyjnych modelach wartości oraz religii chrześcijańskiej, które dają poczucie wspólnoty,
tradycji, solidarności i walki o lepsze jutro, stanowią fundamenty politycznej wizji Donalda
Trumpa. „Make America Great Again” jest dosłownym manifestem tych działań.

Amerykański leseferyzm jest nieśmiertelny, więc wizja amerykańskiego państwa
opiekuńczego jest po prostu nierealna. Trzeba być głupcem, by tego nie zauważyć. Donald
Trump zaczął kreować się na zbawcę narodu, który musi przywrócić Ameryce jej właściwe
miejsce. Podczas kampanii wyborczej pracował w McDonaldzie i jeździł śmieciarką. Na
wiceprezydenta wybrał młodego, energicznego, przystojnego faceta – ojca kilku dzieci i
posiadacza pięknej amerykańskiej żony. Jedną z twarzy jego walki o prezydenturę był Elon
Musk, który kojarzy się większości obywateli z sukcesem i pomysłowością. Te wszystkie
czynniki stworzyły wizerunek ludzi, którzy mają sprawczość. Tego konkretnie wymagało 74
miliony ludzi. Nie możemy więc dziwić się zwycięstwu Trumpa, który przeżył dwa zamachy
i stworzył wielki mit wokół własnej osoby. Po prostu wykorzystał czynniki mu sprzyjające.
Wracając do sedna sprawy, czyli ideologii trumpizmu, warto pochylić się nad próbą
powrotu do amerykańskiego izolacjonizmu. Tak jak już wspomniałem, po Afganistanie i
Iraku poczucie „amerykańskiej misji” w społeczeństwie USA znacznie opadło. Wojny,
szczególnie na Bliskim Wschodzie, zawsze były kosztowne. Czy ludziom wychowanym w
kalifacie można było narzucić demokrację? Pomysł ten wydaje się tak bezsensowny, jak
Polska Reprezentacja mężczyzn w piłce nożnej – mówiąc krótko – powinno być wstyd osobie,
która wymyśliła tę koncepcję. Zagranie na nastrojach izolacjonistycznych uważam za bardzo
dobry ruch polityczny, nie tylko w kontekście Stanów Zjednoczonych. Może Europa w końcu
wyrwie się z letargu i przestanie liczyć na dobrego wujka Sama? Tego bym życzył sobie i
Tobie, Drogi Czytelniku. Będąc w temacie szeroko pojętej geopolityki, nie sposób zapominać
o sprawie chińskiej, która sprawia kłopot każdej kolejnej amerykańskiej administracji.
Wydaje się, że relacje na linii Waszyngton-Pekin nie należą ostatnio do szczególnie udanych.
Donald Trump zapowiedział pogłębienie wojny handlowej z Chinami i nałożenie
absurdalnych ceł na chińskie towary eksportowe. To właśnie chciał usłyszeć amerykański
przedsiębiorca, który ledwo wiąże koniec z końcem, konkurując z chińską fabryką
zatrudniającą ludzkich niewolników za dolara dziennie. Kamala Harris kompletnie nie
wstrzeliła się w nastroje amerykańskiego społeczeństwa i poniosła za to surowe
konsekwencje. Kreowała wizerunek „bezdzietnej kociary” i uśmiechniętej cioci, konkurując z
polityczną bestią, której „cichy wyborca” czekał na swój moment co najmniej 2 lata…

Jak będą wyglądały interesy amerykańsko-europejskie? Nie da się tego przewidzieć.
Kolejną kluczową cechą doktryny trumpizmu jest nieprzewidywalność polityki zagranicznej,
zależna od sprzyjających lub nie wiatrów. Donald Trump jest biznesmenem, który kocha
ryzyko i uznaje je za nieodzowny element wielkiej polityki. Znowu wracamy więc do
budowania etosu „samca alfa”, który dzięki swej zręczności poprowadzi Amerykę ku chwale.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie populistyczne zapędy trumpizmu. Tezy
głoszone przez jego czołowych ideologów wyróżniają się graniem na najbardziej
podstawowych instynktach człowieka – takich jak lęk i rozczarowanie. Moim zdaniem
podłożem tej politycznej inżynierii są setki analiz, badań i sondaży przeprowadzonych na
opinii publicznej. Przypominam, że mówimy o środowisku, w którym pieniądze nie grają
żadnej roli. Elon Musk wpłacił na kampanię Republikanów setki milionów dolarów,
prowadził kampanię na swojej platformie i zapowiadał, że jego inwestycja w nowy (stary) ład
się zwróci. No właśnie. Chyba powoli zaczyna się zwracać. Jedną z pierwszych decyzji
prezydenta elekta było, o ironio, powołanie urzędu do spraw zlikwidowania biurokracji.
Brzmi to dosyć orwellowsko, lecz to nie wszystko. Otóż jednym z liderów nowo powstałej
anty-biurokratycznej biurokracji stanie wspomniany już wcześniej najbogatszy człowiek
świata. Pieniądze szczęścia nie dają? Chyba mamy wyjątek potwierdzający regułę. Nowa
administracja Białego Domu to mieszanka ludzi podobnych do swojego szefa. Dostrzeżenie
faktu, że Trump otacza się bezkrytycznymi wyznawcami jego osoby, pomaga uzmysłowić
sobie hierarchiczne fundamenty trumpizmu, o których wspominałem.

Czy Donald Trump okaże się orędownikiem pokoju? Myślę, że tak. Nikt jednak nie
wspomina o tymczasowości jego pokojowych aspiracji. J.D. Vance, czyli jego przyszły
zastępca, wielokrotnie podkreślał konieczność ustępstw terytorialnych Ukrainy na rzecz Rosji
w imię pokoju. Na usta cisną się niecenzuralne słowa dotyczące stanu amerykańskiej edukacji
historycznej. Skoro wiceprezydent-elekt Stanów Zjednoczonych wierzy, że Rosji wystarczy
palec i nie upomni się więcej o rękę, to zaczynam się bać. Oczywiście pokój, nawet
tymczasowy, jest dla USA jak najbardziej korzystny, a słowa Vance’a są dobrze przemyślaną
kalkulacją polityczną i zagraniem na izolacjonizmie Amerykanów. Wszystkie drogi prowadzą
do Rzymu. Każde słowo, proces, zapowiedź i zachowanie musi znaleźć aprobatę
społeczeństwa. Cały czas krążymy wokół jednego. Donald Trump stworzył ideologię godną
XXI wieku. Nie wolno mówić, że trumpizm jest niedemokratyczny, ba – trumpizm bez
podstawowych wad demokracji nie miałby racji bytu. Te dwa organizmy są więc ze sobą
ściśle powiązane. Miałem przyjemność rozmawiać z pewnym Amerykaninem, który jest
zwolennikiem demokratów (mieszka całe życie w Kalifornii i ma polskie pochodzenie). Jego
spostrzeżenia wywarły niesamowity wpływ na mój ogląd całej sytuacji. Mówiąc krótko,
zauważył, że Trump jest trybunem ludowym, który nie ma w sobie ani trochę chęci do
wspierania socjalnych metod. Kolejny paradoks, zawierający w sobie więcej przekazu niż
wielotomowe analizy socjologów, dziennikarzy i politologów. Tak więc polityczny
synkretyzm stanie się zjawiskiem powszechnym. To fakt. Ja już się z tym pogodziłem. A ty?
Nie da się ukryć postępu doktryn politycznych. Reorganizowane są nawet ich fundamenty.
Wszystko jest ciągle w ruchu. To fascynujące i straszne zarazem. Życie analityka
politycznego jest pełne wzlotów i upadków. Szczególnie, gdy ów analityk próbuje rozgryźć
Donalda Trumpa. W sumie za to mu płacą…

Trumpizm jest ideologią, która spędza mi sen z powiek. Nie można odmówić jej
politycznej zręczności, polotu i finezji. Można zarzucić jej prymitywizm, bezpardonowość,
swojskość i amerykańskość. Czy to wady? Nie będę narzucał Ci swojego zdania, gdyż nie do
tego sprowadzam swoją rolę. Muszę nadmienić, że przez najbliższe 4 lata będę miał płodny
okres, gdyż o Trumpie nie da się milczeć. Jest to polityk wzbudzający emocje. To chyba jego
największy polityczny atut. Nie będę wróżył, gdyż nie jestem przesądny. Chociaż chyba
nawet najlepsza wróżka nie przejrzy Donalda Trumpa – multimilionera, dziedzica fortuny,
hotelarza, Amerykanina z krwi i kości, dziwaka, egocentryka, 45. i 47. prezydenta USA i
chyba drugiego najbardziej kontrowersyjnego dla Polaków Donalda. Dziękuje za uwagę. Nie
będzie więcej, bo muszę uczyć się do matury.

Z wyrazami szacunku, M.G

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial
Przewijanie do góry