Kiedy po raz kolejny patrzę na obecny rząd, mam dziwne skojarzenia. Im dłużej się przyglądam, tym bardziej próbuję je jakoś ulepić w jednorodną masę, lecz dopiero teraz kiedy rozpoczęto walkę z antyspołecznymi hienami, maślanymi spekulantami już wiem co tak długo próbowało do mnie dotrzeć. Są to działania podjazdowe, z ukrycia szybki atak i jeszcze szybsza ucieczka.
Od mniej więcej połowy tego roku zjawisko rządu podjazdowego niebywale wzrosło. Donald Tusk wraz z ministrem wyspecjalizowany w danej problematyce wyskakują zza rogu i obwieszczają masową walkę z fentanylem, żeby chwilę później wykorzystując aparat medialny państwa zorganizował nagonkę polityczną na alkotubki. Nie umniejszam problematyce tych zagrożeń społecznych, lecz czy ich waga przystoi Prezesowi Rady Ministrów? Czy nie lepiej, żeby zajmował się tym delegowany minister resortowy? Obecnie można odnieść wrażenie, że za każdą akcją rządu, rzecz jasna udaną, stoi wszechmogący Donald Tusk, a ministrzy są mu potrzebni jedynie do decyzji administracyjnych. A złe decyzje? Od tego jest Maciej Lasek w CPK czy Ireneusz Fąfara w Orlenie, na których można zrzucić odpowiedzialność za bardziej poważne projekty.
Donald Tusk przyjmuje taktykę podjazdową w celach nadwyraz politycznych, spontanicznych, lecz wątpię aby taka strategia na długo mogła dać radę podczas 4-letniej kadencji Sejmu i tym samym tego składu rządu. Chwilowe decyzje polityczne wpisujące się w tematykę brukowców czy innych clickbaitowych tytułów internetowych obniżają prestiż urzędu premiera, który z swojego rządu tworzy interwencyjną grupę pokroju nie jednego programu telewizyjnego niskich lotów. Rząd interwencyjny jest dobrym rozwiązaniem na chwilowe uspokojenie sytuacji, jednak nie może być spiritus movens kraju, który za chwilę obejmie półroczną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.
Obecna sytuacja z masłem i wysprzedaniem w ramach przetargu rezerw masła Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych bez dwóch zdań wpisuje się w podjazdowe maniery Tuska. Ceny rosną, panika szaleje, dzieci nie mają co jeść, starcy płaczą a grubi nie mają jak tyć, wtedy wchodzi on, na białym koniu wyzwoliciel cen masła Prezes Rady Ministrów. Tak, proszę Państwa, aż 1000 ton masła wejdzie na nasz rynek! Cóż za sukces, tylko się cieszyć! Niedługo każdy z nas będzie na przekąskę kupował kostkę masła i zajadał ją z kawiorem, tak mamy się dobrze nad Wisłą.
Jednak sprawa nie jest tak kolorowa jak mogłaby być. Chociaż 1000 ton ciężko nam wyobrazić w głowach mając przed oczami jedynie co najwyżej stos kostek masła w sklepie, to jest to ilość śmieszna. Dyrektor Polskiej Izby Mleka Agnieszka Maliszewska stwierdziła, że miesięczna produkcja masła w Polsce wynosi między 18 a 21 tysięcy ton, tak więc RARS na rynek wypuszcza ok. 4,76% tego co miesięcznie powstaje. Co więcej, eksperci z branży mleczarskiej jak podaje Agnieszka Ptak-Iglewska w rozmowie w “Rzeczpospolitej” domagali się interwencji już o wiele wcześniej, wtedy kiedy główne dyskonty handlowe w Polsce prowadziły ze sobą wojnę cenową, która doprowadziła do spadku cen poniżej wartości rynkowej. Dopiero kiedy ceny wróciły na swój realny poziom, rząd postanowił nadejść z odsieczą 1/21 produkcji masła w Polsce na miesiąc.
Tak więc decyzja Tuska i RARS jest niepodważalnie polityczna, tak samo jak nagonka związana z odebraniem prawa jazdy Antoniemu Macierewiczowi czy wpisaniem TVN i Polsatu na listę spółek o znaczeniu strategicznym. Z tym ostatnim to śmiem twierdzić, że Tusk poszedł za słabo niźli by mógł, powinien brnąć dalej. Brony maślanego złota! Spółki produkujące sztabki masła powinny być spółkami strategicznymi, powinniśmy bronić naszych surowców tak ważnych jak energia atomowa, świetna logistyka czy prosty system płacenia świadczeń publicznych. Chociaż nie, coś tu nie pasuje…
Strategia podjazdowe rządu interwencyjnego trwa i trwać będzie tak długo, dopóty rząd nie weźmie się poważnie za swoje postulaty oraz ich realizację. Obecnie rządowi łatwo uzasadniać brak swojego leimotiv, przecież w Belwederze dalej siedzi Andrzej Duda, który każdą propozycję koalicji 15 X zawetuje lub skieruje do będącego w prawnicznym stanie nieważkości Trybunału Konstytucyjnego. Jednak szanse na wygraną Rafała Trzaskowskiego są na razie większościowe, stąd pojawia się pytanie, co dalej po wyborach? Ileż można grać do różnych bramek na chybił trafił w celu walki o przestrzeń w mediach? Leitmotiv dlatego rządu musi wreszcie powstać, musi być cel, który będzie przyświecał całej długości kadencji, taki cel żeby jego realizacja była jednocześnie realna, ambitna oraz ważna dla całego społeczeństwa. Szczerze nie zdziwię się jeżeli premier stwierdzi, że wszystkie te absurdalne działania, które wpisują się w proponowaną przez niego demokrację walczącą, będą musiały trwać, ponieważ mimo wszystko system nie będzie domknięty. Trybunał Konstytucyjny, neosędziowie w Sądzie Najwyższym oraz Adam Glapiński w NBP i Radzie Polityki Pieniężnej. Dalej macki PiS sięgają głęboko w strategiczne struktury państwa, przynajmniej tak to wygląda z perspektywy koalicji. Jednak czy Polacy to kupią? Przed nami jeszcze w teorii 3 lata rządów Donalda Tuska wraz z podporządkowanymi ministrami, którzy na polecenie wyskakują w pełnej gotowości na każdą sytuację kryzysową. Czy rząd będzie w stanie porzucić taktykę podjazdową po wygranej Rafała Trzaskowskiego? Logika nakazuje stwierdzić, że nawet musi, lecz to dopiero zobaczymy. Jak narazie przez jeszcze pół roku jesteśmy z całą pewnością skazani na umoczenie w maśle RARS i inne niespodzianki wyciągane z kapelusza Tuska, które mają na celu zbudowanie wizerunku szybkiego i sprawczego polityka.




