viva la vida!

VIVA LA VIDA!

Są na świecie miejsca, w których życie smakuje inaczej. Gdzie wino jest bardziej winne, słońce bardziej słoneczne, a śmierć odleglejsza niż w rzeczywistości. Włochy, Grecja i Hiszpania – południowe rubieże Europy, kolebka europejskiej cywilizacji, która zdaje się być uodporniona na jej przygnębiające uroki. To świat, w którym człowiek nie zaznał stępienia zmysłów, brunatnej zimy i zaprzedania duszy diabłu. To zrębek świata, w którym „Viva La Vida” bez ustanku wybrzmiewa w dźwięczny i zgrabny sposób, pomimo odrębnych akcentów. To właśnie tam ludzkość nie rzuca się tak często w nadjeżdżający pociąg, nie wiesza się na strychu i buduje społeczeństwo oparte na wszechobecnym luzie. Znajdziesz tam taras, rozmowę, śmiech, karty, przyjaźń i, co najważniejsze – życie.

Przyznam się bez bicia do braku jakiegokolwiek obiektywizmu. Musisz mi wybaczyć. Oprę jednak swoje rozważania o konkretne fakty, które pozwolą na dobitniejsze uwypuklenie istotnej i ciekawej tezy: Otóż południowcy żyją po prostu lepiej. Czy jesteśmy w stanie ruszyć za nimi w pogoń do pełniejszego przeżywania?

Drażni mnie północna melancholia. Skandynawski chłód, niemiecka neuroza, polska dusza mesjanistyczna i sceptyzm, na który po prostu nie ma rady. WHO twierdzi, że na 100 000 mieszkańców 15 z nich umiera w Polsce śmiercią samobójczą. W Finlandii – 13, a na Litwie rekordowe 22… W Hiszpanii, Grecji i we Włoszech współczynnik jest o połowę niższy, pomimo faktu politycznego i gospodarczego podobieństwa. Wnioski są jak espresso po obiedzie: mocne i nie do zignorowania. Im bardziej na południe, tym życie mniej przypomina wyrok. Nie chodzi o trywializowanie cierpienia, ale o pokazanie, że w pewnych kulturach egzystencja ma inny ciężar.

Co więcej, indeks jakości życia – tzw. World Happiness Report – od lat prezentuje bardzo ciekawą prawidłowość: mieszkańcy krajów południowych, pomimo niższego PKB, często deklarują wyższy poziom codziennej satysfakcji i o niebo lepsze relacje społeczne niż ich północni kuzyni. Porque? Bo życie to nie liczby, awanse, algorytmy, zapierdziel, presja i monotonia. To: wspólnota, rozmowa, wspólnie zjedzony posiłek, sjesta, rodzina. Życie południowca to nieustająca celebracja egzystencji…

U nas samobójstwo to temat dla statystyka, tam – wyjątek, który budzi refleksje w całej okolicy. „Dlaczego miałby się zabić?” – zapyta sąsiad-Włoch z kieliszkiem chianti w dłoni. Pamięta jeszcze maksymę swoich dziadków-katolików, tęskniących do Franco i Mussoliniego. Oni wiedzieli, że życie – choć niełatwe, niesprawiedliwe i zagmatwane – jest warte przeżycia. Człowiek nie żyje, by posiadać, tylko pracuje, żeby żyć. I to mnie fascynuje. Chciałem się tym podzielić.

Nie zrozum mnie źle – nie chodzi o to, byśmy wszyscy rzucili na raz korpo, zasadzili gaj oliwny i przeszli na dietę śródziemnomorską (notabene jedną z najzdrowszych na świecie!). Chodzi o samo zatrzymanie się i dostrzeżenie, że południe Europy zachowało coś, co my – Ludzie Północni – zdążyliśmy wyprzedać na wyprzedaży postępu: CZAS. Brakuje go, by spojrzeć w oczy komuś, kogo kochasz. By zjeść kolację, trwającą więcej niż 10 minut. Czas, by nic nie robić – i nie czuć się z tego powodu winnym. Nigdy nie będziemy zdolni do uśmiercenia kultu produktywności. Możemy tylko podziwiać „tych z dołu”.

Gdy mówisz, że nie masz planów na weekend, patrzą na ciebie jak na ufoludko-nerda. Jak to nie biegasz? Nie robisz zakupów na cały tydzień? Nie sprzątasz chaty? W Grecji odpowiedź „nic nie robię i zamierzam się opie**ać” to deklaracja filozoficzna, wypływająca z głębi egzystencjalnego trwania. Próżnia to nie deficyt – to przestrzeń, w której regeneruje się życie.

A może wszystko zaczyna się już… przy stole? W południowej Europie wspólne biesiadowanie to nie tylko zwyczaj – to inwestycja w samopoczucie i więzi społeczne. I nie chodzi tutaj o moje sentymenty. Podobnie sądzą najtęższe głowy tego świata. Psychologowie zauważają, że dzielenie posiłków z bliskimi jest równie silnym predykatorem szczęścia jak wysoki dochód czy zatrudnienie! Chyba warto porzucić samotne lunche przy odmóżdżających filmikach z YT. Zmianę świata zacznę, oczywiście, od siebie. 😉

Może zamiast kolejnej reformy systemu ochrony zdrowia i kolejnej paczki antydepresantów warto zacząć od banałów. Śniadanie w ciszy. Wino z przyjaciółmi. „Nie” wypowiedziane bez wyrzutów sumienia. Uśmiech bez powodu. Nie trzeba mieszkać w Andaluzji, by stać się CZŁOWIEKIEM Z KRWI I KOŚCI.

Na koniec podkreślam, że nie wzywam do emigracji… Nikt nie wie, jak żyć dobrze. To tylko puste słowa, słowa i słowa. Pomimo braku tej bezcennej wiedzy, wyciągnijmy krótką lekcję. Południowcy po prostu pamiętają, że zawsze warto żyć!

Bo może prawdziwe życie to nie gonitwa za celem, ale taniec z codziennością.

VIVA LA VIDA!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial
Przewijanie do góry