Odkąd na konwencji w Krakowie zapowiedziano Karola Nawrockiego jako “obywatelskiego” kandydata na Prezydenta RP, pojawiło się w mojej głowie wiele myśli. W przeciwieństwie do wielu wiedziałem, że jest szefem IPN, ale co po za tym? Pustka. Bez żadnego większego wyrazu masa, z której nie wypływały żadne sygnały odnośnie jego poglądów. Znamienne są jego słowa, że o sprawie posła Romanowskiego “uważa nic” oraz nie potrafił skomentować słów sekretarza obrony USA Pete’a Hegsetha o braku realności członkostwa Ukrainy w NATO. Do tego monotonne przemówienia, w trakcie których jednostajna intonacja ciągnie się w nieskończoność, czemu zdecydowanie nie pomaga również nagłe machaniem palcem, brak akcentowania itd. Jednym słowem ujemna aparycja. Od czasu pojawienia się Nawrockiego te spostrzeżenia narastały, ale równolegle istniała myśl, że może się poprawi, będzie lepiej, sztab weźmie się za niego. Będąc na półmetku kampanii prezydenckiej i złożeniu przez Nawrockiego podpisów do PKW, jesteśmy świadkami kryzysu. Brak jakiegokolwiek postępu wymusił wsparcie obywatelskiego kandydata przez obywatela-mocodawcę – Jarosława Kaczyńskiego.
Wielkim sukcesem jest wzrost rozpoznawalności Nawrockiego jako osoby, lecz nie poszły w tej parze również poglądy oraz program. Budowana pod drugą turę formuła kandydata niezależnego i plastycznego poniosła klęskę, ponieważ walka o przetrwanie trwa już teraz. Rosnące poparcie Sławomira Mentzena obnazyło dalekosiężne plany PiSu. W gruncie rzeczy obóz Kaczyńskiego stanął w potrzasku, ponieważ nie da się już kontynuować wcześniej stworzonego harmonogramu kampanii. Walka o wejście do drugiej tury zmusza przekierowanie uwagi na twardy elektorat, lecz nie widać, żeby odnalazł się on w pełni w Karolu Nawrockim. Od paru miesięcy widzimy sporą różnicę w sondażach pomiędzy wynikami Nawrockiego a PiSu. Co więcej nie można grać postulatami tradycyjnie pisowskimi, ponieważ osłabia to pozycję względem Mentzena, który w takim scenariuszu ma szansę wyprzedzić “obywatelskiego” kandydata, który wraz z obozem PiSu próbowałby odegrać starą dobrą kartę z poprzednich lat, oczekując jednocześnie innych, lepszych rezultatów. Natomiast walka wprost o elektorat Konfederacji jest od razu skazana na porażkę, ponieważ Nawrocki nie ma jakiejkolwiek wiarygodności oraz konsekwencji w głoszeniu postulatów tego środowiska, po co wybierać podróbkę? Tym bardziej, że ta podróba jest jeszcze bardziej sztywna i mechaniczna w przekazie od Mentzena, co jest naprawdę niezwykle ciężkie.
Nie zazdroszczę sztabowcom Nawrockiego, ponieważ nie są w łatwej sytuacji. Nadszedł czas posypania głowy popiołem i zakończenia promowania niezależności kandydata. Mimo wszystko najbezpieczniejszą opcją będzie powrót na łono pisowskiej agendy. Jednak same słowa działaczy PiSu nie wystarczą, potrzeba zwiększyć świadomość medialną. Tutaj pojawia się kolejna słabość, ponieważ wyrastający na niezależność wraz z falą popularności Republiki Tomasz Sakiewicz w swoich mediach promuje również konfederatów. To nie są już czasy monopolu na prawicy, gdzie Nowogrodzka mówiła co i jak ma być zrobione. Prezydent Andrzej Duda w sytuacji kryzysowej Nawrockiego na rozmowy do pałacu (wraz z estetycznymi zdjęciami) zaprosił… Sławomira Mentzena. Obóz “dobrej zmiany” najwyraźniej jest nieskonsolidowany, targany wewnętrznymi konfliktami w obliczu największej porażki tej partii od lat.
Wychodząca na niezależność Telewizja Republika oraz obóz pałacu prezydenckiego niczym nie różnią się od uciekinierów na szalupach ratunkowych. Oni w porę wyczuli spadek zainteresowania (a nawet wymierania w związku z zmianami demograficznymi) prawicą wykutą przez braci Kaczyńskich – socjalną, kościelną, antyelitarną (sprzeciw wobec elit intelektualnych, sądowych, finansowych itd). Rośnie nam nowe, bardziej niż PiS usytuowane środowisko, które jak dla mnie w sposób niewiarygodny czerpie z nacjonalizmu jak i z liberalizmu (fakt faktem jedynie instrumentalnie, jedynie w sprawach gospodarczych i to nie konsekwentnie, np. sprawa ceł). Problem dla Nawrockiego leży w tym, że względem obecnej koalicji rządowej lepszym narzędziem walki są pozycje radykalne. Stanowczość, siła oraz brawura stanowią o sprawczości opozycji prawicowej, można by rzec, że chodzi o kult pierwotnej, nagiej siły, męskiego wzorca. Budowanie polityki opartej o siłę, a nie o szacunek do instytucji oraz ładu, na który byśmy się wszyscy umówili, prowadzi wprost do reżimów opresyjnych, o czym dowiedzieć się mogło wiele społeczeństw dwudziestolecia międzywojennego, w tym polskie. Niemniej jednak nie o tym jest ten tekst, chociaż nie trudno zauważyć, że brakuje Nawrockiemu siły, przekonania do walki.
W tym sensie mu współczuję, ponieważ jest doskonałym materiałem na twarz porażki PiSu. Tak jak wzięto go z kapelusza, tak i zostanie po przegranej kampanii schowany z powrotem w roli szefa IPN. Nie obciąża żadnej wewnętrznej frakcji Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ nawet nie jest formalnie członkiem partii. Prawdopodobnie większość z nas może o nim prędzej czy później zapomnieć, tak samo jak o kandydaturze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w 2020 r., którą udało się zastąpić Rafałem Trzaskowskim. Start w prezydenckim wyścigu zostanie pewnie na długo w pamięci samego Nawrockiego, raczej jako niezbyt chlubny epizod. Wiadomo, zawsze można się tłumaczyć, że podjął rękawice (no a jak inaczej jako bokser) w walce o normalną Polskę, jednak czy na tę walkę był jakiś plan? Jak na razie widzimy wielki gąszcz myśli i chaotycznych działań ze strony pisowców. Obywatelski kandydat, a jednak Jarosław Kaczyński wyrusza w podróż, aby uświadomić wyborców, że to jest “nasz” człowiek. Pomimo braku podstawowych umiejętności mówcy oraz polityka, Nawrockiemu udało się uzyskać nominację drugiej największej partii w Polsce w walce o najwyższy urząd, nie da się ukryć, że jest to niebywały sukces życiowy. Jednak co z tego? Na koniec pozostaną zgliszcza, które wynikły z braku konsekwentnej komunikacji partii z wyborcami, kandydata sztywniejszego od kłody drewna oraz braku uformowania przekazu politycznego – kim właściwie on jest? Pozostanie też człowiek, który zgodził się na tragikomiczny wysiłek z kierunkiem donikąd. Za swoją decyzję oczywiście poniesie konsekwencje, jednak patrząc na niego widzę, że to po prostu nie jest jego rola, może się męczy? Nie wiem, ale źle to wygląda. Z całą pewnością nie powinno być go w tym miejscu w jakim się znajduje, ale równie z taką samą pewnością mogę przypuszczać, że po czerwcowej drugiej turze, zniknie w odmętach politycznej historii tak jak minister zdrowia w trakcie covidu Łukasz Szumowski, Jarosław Gowin, Marian Krzaklewski czy Kazimierz Marcinkiewicz.




