W piątek o godzinie 21.00 czasu polskiego świat wstrzymał oddech… Choć to raczej wynik próby powstrzymania czkawki. Moralnej? Podobno w wielkiej polityce nie istnieje takie pojęcie. Szkoda. Główni bohaterowie piątkowego spektaklu łączą w sobie wspólne cechy: oboje kochają grać w geopolityczne szachy. W ich kosmologii gry – zwycięstwo oznacza połknięcie pionków przeciwnika. Dążą do tego za wszelką cenę. Spotkali się na Alasce, bo podobno to „neutralny grunt”. Rosja sprzedała Alaskę Stanom Zjednoczonym w 1867 roku za 7,2 miliona dolarów (w przeliczeniu na dzisiejsze – ok. 150 mln). Czy z pozoru nieudana transakcja zwróci się po latach?
Światowe media kreują spotkanie „samców alfa” na bezprecedensowe. A mnie przypomina się Jałta, tylko z mniejszą ilością Churchilla i większą ilością botoksu. Oficjalny powód spotkania to „rozmowy o bezpieczeństwie”. W języku dyplomacji oznacza to, że Putin i Trump próbują zobaczyć, ile drugi jest gotów oddać, zanim wyciągnie sztylet zza pazuchy. Dla porządku — to pierwsze bezpośrednie spotkanie obu polityków od 2020 roku, poprzedzone trzema rundami rozmów na szczeblu wiceministrów. To dopiero pierwszy akt tego, co przed nami.
Czy Trump sprzeda Ukrainę?
Jak zwykle punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla nas, Europejczyków, obawy mogą okazać się słuszne. W interesach USA leży układ pokojowy z Rosją — choćby taki, który zamrozi konflikt, a niekoniecznie go zakończy. Amerykańska administracja od miesięcy wskazuje, że 60% ich nowej pomocy wojskowej planowanej na 2025 rok jest kierowane do Azji, a Pentagon w swoich raportach jasno podkreśla: „priorytet numer jeden to powstrzymanie Chin na Pacyfiku”. W praktyce oznacza to, że Ukraina może stać się kartą przetargową, jeśli w zamian Waszyngton uzyska rosyjską neutralność wobec chińskich działań na Tajwanie. Rozsiądźmy się więc w niewygodnym, ciasnym i uwierającym fotelu interesów Europy. Czeka nas ciężki orzech do zgryzienia. Na własne życzenie. Symptomy związane z odstawieniem uzależniającej Rosji i miłosny zawód związany z Ameryką sprawił, że nasze zdanie straciło moc sprawczą. Gramy rolę drugoplanową. I tyle.
W ROLACH GŁÓWNYCH:
Po stronie Putina – duet klasyczny jak wódka i śledź. Siergiej Ławrow, to dyplomata o wyrazie twarzy nieskalanej rozumem. Lecz pozory bywają mylne. To człowiek, który potrafi powiedzieć „absolutnie się zgadzam” w taki sposób, że jego rozmówca traci trop. Minister Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej to buldożer Putina. Od 2004 roku negocjował z trzema pokoleniami zachodnich przywódców, od Busha juniora po Bidena. To na niego spadło twarde artykułowanie warunków i żądań państwa-agresora. Obok niego Jurij Uszakow – doradca ds. międzynarodowych, były ambasador w USA w latach 1998–2008. Idealny do roli: podaje kartki z notatkami, przełącza slajdy i szepcze szefowi do ucha, gdy ten się zagalopuje. Wybór Ławrowa i Uszakowa wydaje się być oczywisty. Putin żąda od Trumpa wielkiej stawki. Nie bez powodu wyciągnął starych wyjadaczy z rękawa.
Obok prezydenta USA pojawił się Marco Rubio, senator z Florydy, a obecnie sekretarz stanu USA. Warto pamiętać, że Rubio w 2017 roku był jednym z najostrzejszych krytyków Nord Stream 2 i otwarcie wzywał do wysyłania „śmiercionośnej pomocy” Ukrainie. Jednak nigdy nie prowadził rozmów bezpośrednio z rosyjskimi liderami — jego doświadczenie w realnych negocjacjach jest więc znacznie mniejsze niż w pracy przed kamerami Fox News. Na spotkaniu nie pojawił się J.D. Vance. W kuluarach Białego Domu mówi się, że szef wyznaczył go na swego następcę. Dla obecnego wiceprezydenta USA fotki z Putinem i Ławrowem mogą okazać się zbyteczne w przyszłej kampanii prezydenckiej. To logiczne. A Donald Trump? Głowa USA pokazuje wolę walki. Tuż przed szczytem na Alasce udzielił kilku ostrych wypowiedzi, przyjmując retorykę „straszenia siłą”. Mówił m.in. o potencjalnych sankcjach i dodatkowych cłach, które miałyby zostać nałożone na Rosję, gdy ta nie będzie chciała się dogadać… Zapowiedział też dozbrajanie Ukrainy, choć nie w ramach NATO. USA wyciągają więc same asy.
Niepokoi mnie jedna rzecz. Oto po jednej stronie widzimy duet doświadczonych i sprawnych dyplomatów, którzy negocjowali już z trzema pokoleniami zachodnich polityków, a po drugiej słynącego ze swojego impulsywnego stylu bycia Trumpa i Rubio, którego Putin zna głównie z telewizji i danych swojego wywiadu. To trochę jak partia wspomnianych wcześniej szachów pomiędzy arcymistrzem a podwórkowym czempionem warcabów. Mam nadzieję, że moje wrażenie jest mylne.
CZY JEST ZA PÓŹNO, EUROPO?
Opinia Europy została zapakowana w kopertę i wysłana priorytetem do Waszyngtonu i Moskwy. Na zwrocie podpis: „Proszę podejmować decyzję za mnie”. I tak się stało. Do stołu na Alasce nie został zaproszony Wołodymyr Zełenski. Przed spotkaniem obie strony wydały lakoniczne oświadczenie, które w moim odczuciu brzmi mniej więcej tak: „Damy ci znać, jak się dogadamy. Później spotkamy się we trójkę i zakomunikujemy co następuje.”. Czuć niesmak. Tym bardziej, że na Putina czekał czerwony dywan.
Dawniej mówiono, że Europa jest „Starą Damą” – dystyngowaną, czasem zmęczoną, ale z wyrazistym charakterem. Spotkanie Trump–Putin pokazuje, że ów obraz jest już raczej nieaktualny. Wystarczy spojrzeć na liczby: w 2022 roku UE była drugim co do wielkości dostawcą broni na Ukrainę, dziś spadła na trzecie miejsce, ustępując Korei Południowej. To nie jest tylko metafora — to realny zanik sprawczości. Europa stała się panną z dobrego domu, która uśmiecha się zalotnie, podczas gdy panowie rozmawiają o rzeczach poważnych. Czy taki stan rzeczy okaże się permanentny? Chyba tak. Według mnie problem tkwi w klasie politycznej, której — w przeciwieństwie do rosyjskiej i amerykańskiej — brakuje jaj. Nie mówię tutaj o hodowli drobiu, która również nie ma się w Europie najlepiej.
Bo Europa ma usta pełne frazesów o wartościach i solidarności, ale w chwili gdy trzeba powiedzieć coś konkretnego, robi się w ustach sucho. Wtedy najlepiej posyła się delegację komisarzy brukselskich, którzy uśmiechną się na zdjęciach i podpiszą je „Give Peace a Chance”. Apropos. Drodzy politycy europejscy, gdyby Lennon żył – pokazałby wam, jak manifestować pokój. Legendarny muzyk wiedział gdzie i jak uderzać. I relacje euroazjatyckie byłyby lepsze.
DZIWNY ŚWIAT?
Putin powinien odpowiedzieć za swoje czyny. To nie ulega wątpliwości. Ciężko było patrzeć, jak witają go na lotnisku z wszelkimi honorami, jak wsiada do prezydenckiej limuzyny, drwi z pytań dziennikarzy o zbrodnie, które popełnia. Podczas pisania tego tekstu pozwoliłem uzbroić się w ciężką ironię. Trzeba przyznać, że postawa Donalda Trumpa jest skuteczniejsza od świętego oburzenia na Twitterze… Piszę to we własnym imieniu i biorę za to odpowiedzialność, nie wierząc w możliwość zrównania rosyjskiego imperializmu z ziemią.
Wydarzenia z ostatnich lat muszą dać nam do myślenia. Wartości takie jak demokracja, prawa człowieka, humanizm, praworządność – nie są oczywiste na całym świecie. Jako Europa nie potrafimy dostosować naszej polityki do realiów świata tu i teraz. Myślimy, że wrogość można okazywać przy pomocy oburzenia, ciszy i pozornego wstrzymania handlu. Otóż nie. Będziemy bezpieczni tylko wtedy, gdy w miejsce słów pojawią się czołgi a puste gesty zastąpią drony. Życie po raz kolejny udowadnia, że z Rosją można porozmawiać tylko z pozycji siły. Wyrzućmy konstruktywną dyskusję za drzwi. Mówię to jako pacyfista. Chcesz pokoju to szykuj się do wojny.
Ekipa z Alaski i tak uzgodni wszystko nad naszymi głowami. My musimy przyjąć to do wiadomości i odrobić lekcje na przyszłość. Bo wojna na Ukrainie to tylko kolejna z wielu odsłon. Dramatu.





