received 1465435407861813

ŻEL-BETONOWY PATRIOTYZM

11 listopada czai się za rogiem. Dopiero co wróciliśmy z tych nieszczęsnych cmentarzy! Nie dadzą człowiekowi żyć w żaden długi weekend… Dobra. Wdech i wydech. Zamanifestowaliśmy pierwszego własną nieśmiertelność, a teraz pora na wolność. To dosyć logiczne. Ale od tego heroizmu intelektualnego porządnie się spociłem. Gdy jestem spocony, lubuję się w czynnościach przywracających poprzedni stan nie-spocenia.

Co to jest ten cały patriotyzm? Zadałem sobie pytanie pod prysznicem. Mydlę się i mydlę, a potem szoruję i spłukuję… Kupiłem sobie ostatnio żel pod prysznic „cztery w jednym”. Wspaniała sprawa. Możesz umyć włosy i całą resztę za jednym zamachem. W sumie to żel powinien nosić miano „dwa w jednym”. Ale to mało chwytliwe. Po co dzielić włos na czworo? Myślę sobie.

Patriotyzm to taki wielofunkcyjny żel pod prysznic. Porównanie prowokacyjne, wiem! „Ty łajzo!” – pomyślał teraz mój kumpel-żołnierz, który właśnie to czyta. Ale zanim wyprostujesz mój nos pięścią, pozwól mi dokończyć. Mianowicie sądzę, że patriotyzm ma wiele dobrych funkcji! „Co za faszystowski drań!” – pomyślałby teraz mój kumpel-lewicowiec, który zrezygnował z czytania, gdy zobaczył w nagłówku brzydkie słowo na „p”. Spokojnie! Nie wyglądam dobrze w kolorach ziemi. W brunatnym mi nie do twarzy. Poza tym mam donośny głos i nie muszę krzyczeć.

Ale do rzeczy. Słowo patriotyzm ma dzisiaj złą passę. Dla jednych jest zbyt anachroniczne, a dla innych zbyt nachalne. Jeszcze inni wycierają nim sobie gębę. Ale może problem nie tkwi w samym patriotyzmie, tylko w tym, jak go używamy. Stał się słowem-sloganem. Jest jak żel pod prysznic. Niby ma być do twarzy, ciała, włosów, golenia. Ale gdy przez przypadek dostanie się do naszego oka – strasznie szczypie. Warto używać go zgodnie z załączoną etykietą. Przynajmniej ja tak uważam.

Wersja „pełnego pakietu” patriotyzmu próbuje objąć wszystko: miłość do kraju, szacunek do tradycji, wiarę w naród, lojalność wobec państwa, dumę z historii i gotowość do poświęceń w imię wolności. To bardzo dużo jak na jedną butelkę. Często wychodzi z tego coś, co pachnie ładnie, ale po chwili wysusza skórę. Zamiast łączyć, zaczyna dzielić. Nie jesteś patriotą, gdy nie śpiewasz hymnu wystarczająco głośno i nie chcesz reparacji wojennych od Niemiec. Wtedy stajesz się obcym. Ale kto powiedział, że nasza miłość do ojczyzny musi spełniać wszystkie warunki, które stawiają przed nami żelowi-patrioci „cztery w jednym”?

Wystarczy, że dobrze zrobi to, do czego został powołany. Nie musi być widowiskowy, by działał. Chyba… Czasem patriotyzm to po prostu płacenie podatków bez kombinowania, nieśmiecenie w lesie, ustąpienie staruszce w tramwaju. To codzienna „higiena obywatelska”, która sprzedaje się słabo, lecz jest bardzo skuteczna. I można ją praktykować nie tylko od święta.

Mam w moim bloku starszego sąsiada. Cichy człowiek. Co zimę odgarnia śnieg przed naszą klatką — nie dlatego, że mu ktoś kazał. Po prostu poczuł obowiązek wobec wspólnoty. Ma pięknego brązowego psa. Na 11 listopada zawiesza w oknie małą biało-czerwoną flagę. Nie macha nią. Nie skanduje. Wczoraj, zapytany przeze mnie, czy idzie na jakiś marsz niepodległości, odparł: – „Ja już byłem. W osiemdziesiątym pierwszym. Trzymaj się, Mateusz.” I odszedł, jakby nic się nie stało.

A ja postanowiłem, że napiszę ten tekst. Bo wtedy zrozumiałem, że są patrioci, którzy nie potrzebują tłumu. Ich manifestem jest porządek na własnym chodniku. Oni nie wygłaszają mów. Nie muszą. Patriotyzm to trudna cnota. Nie jest ani emocją, ani obowiązkiem. To coś pomiędzy – jak napięcie mięśnia między działaniem a refleksją. Grecy powiedzieliby, że to forma phronesis – mądrości praktycznej. Nie tej z ksiąg, ale z życia.

Jak postawić kubek, by się nie przewrócił? Jak mówić prawdę tak, by nie zranić? Bo ojczyzna też jest czymś kruchym. Nie jest z żel-betonu, lecz z oddechów, wspomnień, gestów. Nie istnieje w granicach, lecz w postawie. A producenci chemicznych żeli i płytkich idei mają coś wspólnego: obiecują, że ich produkt uczyni nasz świat lepszym.

Z niecierpliwością czekam na listopadowe reklamy patriotyzmu, których szczyt zobaczymy już za kilka dni. Pokazują uśmiechnięte masy w biało-czerwonych barwach, sugerując, że wystarczy nosić koszulkę z orzełkiem i znać dwie zwrotki hymnu, by „odfajkować” obowiązek wobec ziemi-matki. Pytam więc retorycznie: gdzie podziewają się patrioci, gdy po cichu i krok po kroku polaryzacja odbiera naszemu narodowi jedność? Co robią, gdy politycy śmieją nam się prosto w twarz? Czy śpią, gdy sądy wydają sprzeczne ze sobą wyroki i uchylają nawzajem swoje postanowienia?

Chyba wolę patriotyzm, który oczyszcza — jak żel pod prysznic. Patriotyzm działający jak perfum do mnie nie przemawia. Tylko maskuje problem. Naszej ojczyźnie przydałby się zimny prysznic – taki, po którym naprawdę poczuje się nie-spocona. 11 listopada odegra się jedynie symboliczny akt, który nie odpowiada na pytania, które powinien postawić przed sobą każdy Polak. Ale nie będę się dalej czepiał. To wolny kraj i niech każdy walczy o niepodległość we własnym tego słowa znaczeniu.

To dobrze, że się różnimy. Ale ostatnio chyba za bardzo… W nowoczesnym świecie dużo mówi się o wolności jednostki, a niestety mniej o współodpowiedzialności. Patriotyzm przypomina, że z bycia we wspólnocie nie płyną tylko korzyści, ale także obowiązki. I to jest jego wielka zaleta. Nie trzeba przelewać hektolitrów krwi, żeby być patriotą. Być może wystarczy traktować ludzi wokół z szacunkiem, przestrzegać prawa, nie być obojętnym? I to ta miłość do Polski jest według mnie cenniejsza niż wszystkie marsze, flagi, race i hymny.

W końcu ten tekst jest propagandą moich myśli. Zdejmuję więc maskę w sposób otwarty. I mogę to robić. To zasługa wolności! Patriotyzm nie może oznaczać ślepego przyzwolenia. Przeciwnie – krytyka może być formą troski. Niepodległość i wolność są nierozerwalnie złączone z pojęciem buntu. Miłość do własnego kraju nie może wykluczać potrzeby zmiany na lepsze. Tak jak w relacjach międzyludzkich – prawdziwa lojalność nie polega tylko na milczeniu, ale również na chęci poprawy tego, co nie działa.

W epoce globalizacji łatwo uwierzyć, że wystarczy być „obywatelem świata”. Ale bez zakorzenienia w tym, co nasze, owo obywatelstwo świata będzie puste. Nie będziemy mieli niczego do zaoferowania. A chyba nie o to chodzi? Dobrze jest zobaczyć w Internecie, że ludzie w Korei jedzą pierogi i placki! To znaczy, że „Jeszcze Polska nie zginęła”. I żyje wszędzie.

Patriotyzm daje poczucie pewnej ciągłości – powinien pozwalać być otwartym na innych, ale jednocześnie wiedzieć, z jakiego miejsca i od jak wspaniałych ludzi się wywodzi. Nie powinien nikogo i niczego wykluczać. Powinien porządkować, scalać, sklejać do kupy. Szczególnie dzisiaj. Nie musi być głośny ani wojenny. Wystarczy, że będzie cichy, racjonalny, codzienny. Nie jest po to, by mówić, że jesteśmy najlepsi. Powinien sugerować, że musimy iść do przodu. Na przekór wszystkiemu.

1 komentarz do “ŻEL-BETONOWY PATRIOTYZM”

  1. Odnośnik zwrotny: W obronie słowa ‘patriotyzm’ - Polityka, Dyskusja, Konfrontacja, Opinie

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wordpress Social Share Plugin powered by Ultimatelysocial
Przewijanie do góry